Wokół willi prezydenta w Krakowie nie brakuje kamer i zabezpieczeń. Posesja monitorowana jest sprzętem firmy Dahua. Okazuje się, że nie był to najlepszy wybór, o czym poinformowała w maju "Gazeta Wyborcza".
Dahua to chińska firma, w której 10 proc. udziału ma chiński rząd. Okazało się, że w kamerach jest system, który przekazuje zebrane dane chińskim władzom. Tłumaczono, że to tylko błąd, jednak nie wszyscy w to wierzą. Nikt też nie wie, czy owy błąd został naprawiony. Ponadto to właśnie te kamery wykorzystuje się w chińskich obozach koncentracyjnych.
Czytaj także: Naga sesja w Dubaju. Jest film poprzedzający wydarzenia
Kamery umieszczone wokół willi mogą nawet z 400 metrów rozpoznać twarz, płeć, wiek i rasę osoby, która jest w ich zasięgu. Ogromna baza danych może rozpoznać nawet dwa miliony twarzy. I bardzo możliwe, że te informację trafiają do teczek w Chinach.
Zdaniem Jerzego Dziewulskiego, antyterrorysty i byłego doradcy ds. bezpieczeństwa prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiegom nie są to kamery odpowiednie do ochrony głowy państwa.
Czytaj także: Wisiał na lince asekuracyjnej. 10-latek zmarł na miejscu
To niebezpieczne dla prezydenta. Nie może być tak, że ktoś go inwigiluje, a te kamery to robią. Z punktu widzenia bezpieczeństwa państwa to ma ogromne znaczenie - mówi dla "Faktu" Jerzy Dziewulski.
Służba Ochrony Państwa nie chce zdradzić, czy zdemontuje chińskie kamery sprzed domu prezydenta.
Biorąc po uwagę specyfikę prowadzonych czynności, formacja nie przekazuje szczegółowych informacji na temat sprzętu i konfiguracji urządzeń, które wykorzystuje do realizacji zadań - poinformował "Fakt" ppłk Bogusław Piórkowski, rzecznik prasowy komendanta Służby Ochrony Państwa.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.