Wiele informacji, które przekazują rosyjskie media i przedstawiciele władzy, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
Ciężko o bardziej toporny pokaz propagandy nad to, co oferuje swoim widzom telewizja w Rosji. Gdy myślisz, że któryś z ulubieńców Kremla dotarł już do dna, inny puka od spodu z radością i zaskakuje jeszcze bardziej. Tym razem mamy do czynienia ze sporem o Cerkiew, leją się łzy, a na koniec jest piękna wizja zwycięskiego końca wojny.
Oto znany w Rosji dyplomata, pochodzący z Izraela Jakow Kedmi (znany też jako Jasza Kazakow) przypomniał, że Ukraińcy dopuścili się profanacji świętej dla prawosławnych chrześcijan Ławry Peczerskiej w Kijowie. A mówiąc o tym, jak potraktowano kolaborujących z Rosją popów, po prostu się rozpłakał. Tak bardzo był poruszony...
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Propagandysta po prostu nie miał słów, by wyrazić "ogrom krzywd", które dotknęły wierną Moskwie Cerkiew. To teraz kilka faktów, które w rosyjskiej telewizji pojawić się rzecz jasna nie mogły. Od wybuchu wojny trwa spór między władzami Ukrainy a możnymi Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego.
Służba Bezpieczeństwa Ukrainy oskarżyła Cerkiew o współpracę z Moskwą i aresztowała metropolitę Pawła, czyli drugą najważniejszą osobę w całej organizacji. Dlaczego? Bo bez większych przeszkód zdobyto twarde dowody na "podżeganie do nienawiści na tle religijnym oraz usprawiedliwienie agresji Federacji Rosyjskiej przeciwko Ukrainie".
To pogłębiło tylko rozłam w ukraińskim Kościele, gdzie coraz więcej zwolenników zdobywa autokefaliczny Kościół Prawosławny Ukrainy, stojący w opozycji do zależnego od Moskwy Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego Patriarchatu Moskiewskiego. I tak zaczął się spór o Ławrę Peczerską, święte sanktuarium prawosławia i jeden z symboli Kijowa.
Ławrę Peczerską zajmują członkowie Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego, na czele z metropolitą Onufrym, który aresztowany nie został, ale którego również podejrzewa się o kontakty z Moskwą. A jego popom wprost zarzuca się rusyfikację kraju i wspieranie agresorów. Wielu hierarchów nie potępiło inwazji na Ukrainę, mówi się, że chcą przeczekać trudne czasy.
W tym kontekście Rosjanie mogą utyskiwać, że Ławrę Peczerską "sprofanowano", a metropolitów spotkało nieszczęście. Sęk w tym, że podobnie jak w Moskwie, Ukraiński Kościół Prawosławny został spenetrowany przez rosyjskie służby i stał się ich narzędziem w walce z Ukrainą. Patriarcha moskiewski Cyryl poparł inwazję i jest zwolennikiem Kremla. To fakt.
Walka o rząd dusz trwa, ukraińskie Ministerstwo Kultury stara się usunąć przedstawicieli Ukraińskiego Kościoła Prawosławnego z Ławry Peczerskiej, a Rosjanie uważają, że to pogwałcenie świętego miejsca. I dlatego propagandysta Jakow Kedmi roni swe krokodyle łzy mówiąc, o całej sytuacji na wizji i liczy na lepszy los.
Oczami wyobraźni widzi rosyjskiego żołnierza, który klęczy w świętym miejscu, w samym centrum Kijowa. I wzruszony przyznaje, że za dekady ludzie będą pytać: "Po co była ta specjalna operacja wojskowa?" Właśnie po to, by wyzwolić święte miejsce. To kolejna próba znalezienia uzasadnienia dla agresji na Ukrainę i odwrócenia uwagi ludzi.
Od czego? Od klęsk na froncie, od postępującej ofensywy sił ukraińskich i zbrodni, których dopuszczają się wojska Władimira Putina. To znamienne, że Rosjanie zapłakali nad losem mnichów, ale nie wspomnieli o pomordowanych w Buczy czy Irpieniu. Wspomnieli o skardze do Watykanu, ale zapomnieli o tym, co robi ich armia...