W połowie września na Trasie Łazienkowskiej w Warszawie doszło do tragicznego wypadku. W rejonie Torwaru, rozpędzony volkswagen wjechał w forda, którym wracała do domu czteroosobowa rodzina. Niestety, życie stracił 36-letni mężczyzna. Jego żona, 8-letnia córka i 4-letni syn zostali ranni i trafili do szpitala.
Po zdarzeniu Łukasz Ż. uciekł do Niemiec, gdzie od tamtej pory przebywa, oczekując na ekstradycję. Jego dziewczyna, która również była w samochodzie, wymagała natychmiastowej pomocy medycznej.
Jak informuje "Fakt", przyjaciele Łukasza mieli nadzieję, że gdyby jego dziewczyna zmarła, udałoby im się przekonać śledczych, że to ona prowadziła pojazd w chwili wypadku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Śledczy przesłuchali Paulinę K.
Stan zdrowia kobiety przez długi czas nie pozwalał na przesłuchanie. Teraz nastąpił przełom. - Nie będziemy jednak tego komentować, ponieważ sprawa jest zbyt poważna - powiedział w rozmowie z "Faktem" prokurator Piotr Antoni Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Prokurator zaznacza, że brak komentarzy ze strony śledczych wynika m.in. z faktu, że główny podejrzany w sprawie wypadku nadal przebywa poza granicami Polski.
Zależy nam na tym, aby dochodziło do niego jak najmniej informacji – przyznał prokurator w rozmowie z "Faktem".
Antoni Skiba dodał, że proces ekstradycyjny zazwyczaj trwa około 60 dni. Oznacza to, że Łukasz Ż. najprawdopodobniej wróci do Polski pod koniec listopada. Prokuratura podkreśla, że zachowanie ostrożności w komunikacji jest ważne, aby nie utrudniać postępowania ekstradycyjnego oraz nie wpływać negatywnie na proces sądowy.
Łukaszowi Ż. grozi kara pozbawienia wolności od 9 miesięcy do 12 lat. Warto podkreślić, że prowadził pojazd, mimo że miał sądowy zakaz.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.