O sprawie pisze BBC NEWS. Portal przypomina, że Amerykanin otrzymał dożywocie za morderstwo Marcusa Boyda w październiku 1994 roku.
Czytaj więcej: Czy uczennica musi nosić stanik? Afera w lubelskim ogólniaku
Siedział w więzieniu za coś, czego nie zrobił
Feralnego dnia ofiara została zastrzelona przed domem 50-latka przez dwóch zamaskowanych napastników. Policja twierdziła, że chodziło w tym o spór na temat pieniędzy ze sprzedaży narkotyków. Johnson od początku utrzymywał, że w chwili morderstwa był poza miejscem zamieszkania. Dodawał, że przebywał w tym czasie ze swoją partnerką.
Mężczyzna odsiedział 28 lat w celi i doszło do niespodziewanego przełomu. 14 lutego br. sędzia z Missouri zniósł karę dożywotniego więzienia dla 50-latka. Prawomocny wyrok ogłoszono, ponieważ dwóch świadków w sprawie dostarczyło do wymiaru sprawiedliwości materiał dowodowy potwierdzający to, co mówił oskarżony - w chwili morderstwa Johnson znajdował się poza domem.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj więcej: "Bachmut będzie stracony". Ukraina ma poważny problem
Co więcej, jeden ze świadków zdecydował się odwołać swe zeznania. Natomiast inny z osadzonych w sprawie morderstwa przyznał się, że tak naprawdę to on zastrzelił Boyda z mężczyzną o imieniu i nazwisku - Phil Campbell. Gdy oczyszczony z zarzutów 50-latek opuścił salę rozpraw, to przywitała go rodzina. Bliscy nagrodzili go oklaskami. Wierzyli w jego niewinność.
To niewiarygodne - powiedział po wyroku uniewinniony mężczyzna.
Chociaż dzień dzisiejszy przynosi radość, nic nie może przywrócić mu wszystkiego, co państwo mu ukradło. Nikt nie odda mu prawie trzech dekad, które stracił, będąc oddzielonym od swoich córek i rodziny - mówili reporterom poruszeni bliscy 50-latka.
Czytaj więcej: Ma gigantyczne pośladki. Pojawił się poważny problem