Od tragedii w Norwegii minęło już 10 lat, choć ci, którym udało się przetrwać, nigdy nie zapomną tego dnia. 22 lipca 2011 roku Anders Breivik najpierw podłożył bombę w okolicy jednego z największych biurowców w Oslo, gdzie zginęło 8 osób, a 200 zostało rannych. Później odwiedził wyspę Utoya.
Tam wśród wypoczywającej młodzieży rozpoczął swój spacer śmierci. Strzelał do każdego. Na wyspie zginęło 69 osób, w tym głównie młodych ludzi. Dziś ci, którym udało się przetrwać wspominają te wstrząsające wydarzenia. Jedną z tych osób jest Lisa Husby. Miała wtedy 19 lat.
Kiedy pierwszy raz zdałam sobie sprawę, że na wyspie coś nie gra, było po 17. Zauważyłam masę ludzi biegnących w naszą stronę. Uciekali od strzałów dochodzących ze strony doków. W ich oczach dało się zauważyć coś przerażającego. Wtedy zrozumiałam, że dzieje się coś naprawdę złego i że powinnam znaleźć jak najszybciej bezpieczne miejsce - opowiada dla BBC Lisa.
Dziewczynie udało się schronić w jednym z domków. Wspomina, że w pewnym momencie w drzwi domku padły trzy strzały.
Byliśmy pewni, że za chwilę umrzemy - mówi Lisa ze łzami w oczach.
Lisa do dziś nie doszła w pełni do siebie. Zmaga się z depresją, nocnymi koszmarami i atakami niepokoju. Wybrała życie na odludziu. Ma własną farmę, kilka krów. Tam czuje się bezpiecznie. Nie chce wracać do miasta.
Panowała cisza, słyszeliśmy tylko padające co jakiś czas strzały. W pewnym momencie mężczyzna zawołał, że policja jest na miejscu, możemy wychodzić z kryjówek, jest już bezpiecznie. Ci, którzy w to uwierzyli od razu zostali zastrzeleni - opowiada 29-letnia dziś kobieta.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.