Tak źle nie było w naszym kraju nigdy. Polacy umierają na potęgę. Jak podaje portal rmf24.pl od 5 października do 1 listopada zmarło w Polsce 45,4 tys. osób. Z czego aż 14,1 tysięcy od 26 października do 1 listopada. Dla porównania w tym samym okresie niespełna miesiąca w 2019 roku odeszło około 15 tysięcy osób mniej.
Nie wiadomo, skąd wziął się aż tak gwałtowny przyrost zgonów. Głos w sprawie zabrał Rafał Halik z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny. Jak podaje, umieralność z powodu koronawirusa w Polsce wynosi w granicach 300-500 osób dziennie, co stanowi to od 30 do 50 proc. dziennej większej liczby zgonów. Ekspert zastanawia się, co stanowi nadwyżkę.
Do września sytuacja wydawała się w miarę bezpieczna. Natomiast w październiku nastąpił gwałtowny wystrzał liczby zgonów. Dzienne wzrosty umieralności były wtedy nawet stuprocentowe - przyznał Halik.
Ekspert wysnuł pewien wniosek. Według niego starzejące się polskie społeczeństwo jest szczególnie wrażliwe na tę epidemię. Wynika to z tego, że Polacy są bardziej schorowani niż społeczeństwa Europy Zachodniej. Nie można postawić jasnej diagnozy na temat przyczyny, gdyż jest za wcześnie. Jednak gorszy dostęp do leczenia i strach pacjentów przed zakażeniem w placówkach medycznych mógł mieć wpływ na umieralność.
To lekcja na przyszłość, byśmy się wreszcie zajęli zdrowiem Polaków - stwierdził ekspert.
Czytaj także: Przerażające wieści. Nadciąga "syberyjski koronawirus"
Zakłady pogrzebowe mają nadmiar pracy. Na niektórych cmentarzach rodzina musi czekać ponad tydzień na pochówek zmarłej osoby. Przepełnione są również chłodnie do przechowywania ciał. W Częstochowie stanął nawet dodatkowy kontener-chłodnia. Ekspert uspokaja i zapowiada, że liczba zgonów może spaść już niedługo.
Liczba zgonów może spaść, bo na razie zbieramy żniwa wyższej liczby zachorowań. System ochrony zdrowia może się też zacząć lepiej przystosowywać do obecnej sytuacji - ocenił Halik.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.