Wiele informacji, które przekazują rosyjskie media i przedstawiciele władzy, prawdopodobnie nie jest prawdziwych. Takie doniesienia mogą być elementem wojny informacyjnej ze strony Federacji Rosyjskiej.
W piątek ok. godz. 20.00 miejscowego czasu do sali koncertowej Crocus City Hall w Krasnogorsku na obrzeżach Moskwy wtargnęli uzbrojeni napastnicy, którzy otworzyli ogień do ludzi oczekujących na rozpoczęcie koncertu rockowego. Rosyjska rządowa agencja RIA Nowosti podała, że atak rozpoczął się wrzuceniem do budynku granatu bądź bomby zapalającej. W budynku wybuchł pożar.
Wczoraj rosyjskie media informowały o co najmniej 40 ofiarach zamachu, ale z najnowszych ustaleń wynika, że tragiczny bilans wzrósł – ponad 60 osób zginęło, a 145 zostało rannych. Taką informację podały moskiewskie władze.
Amerykanie wiedzieli o zagrożeniu i informowali o nim swoich obywateli przebywających w Rosji. Już 7 marca ambasada USA w Moskwie przestrzegała obywateli USA, by unikali dużych skupisk ludzkich, również koncertów, w związku z planami ataku "ekstremistów". W piątek tę informację potwierdziła rzeczniczka Rady Bezpieczeństwa Narodowego Adrienne Watson.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Wcześniej w tym miesiącu, rząd USA miał informacje na temat planowanego zamachu terrorystycznego - potencjalnie skierowanego przeciwko dużym zgromadzeniom, w tym koncertom - co skłoniło Departament Stanu, by wystosować publiczne ostrzeżenie dla Amerykanów w Rosji - przekazała Watson w przesłanym w piątek mediom oświadczeniu.
"Władze USA przekazały rosyjskim władzom te informacje zgodnie ze stosowaną od dawna polityką 'obowiązku ostrzegania'" - podkreśliła. Według Kanału Baza na Telegramie, alert wystosowała również ambasada Wielkiej Brytanii.
Władimir Putin mówił o "szantażu"
Z informacji przekazanych przez Kanał Meduza wynika, że rosyjski dyktator nie przejął się potencjalnym zagrożeniem. Nazwał ostrzeżenia Amerykanów "szantażem" Zachodu i próbą "zastraszenia i zdestabilizowania" rosyjskiego społeczeństwa.
Krystyna Kurczab-Redlich, wieloletnia korespondentka polskich mediów w Rosji i autorka książki "Wowa, Wołodia, Władimir", zasugerowała, że krwawy zamach może być prowokacją rosyjskich służb. Podkreśliła, że do ataku doszło akurat w dniu, w którym Rosja po raz pierwszy nazwała to, co dzieje się na Ukrainie, nie "specjalną operacją wojskową", ale wojną.
Putin prowadzi swój naród na wojnę, więc aby go zdopingować, musiała zapłonąć ogromna hala na 6000 widzów w Krasnogorsku pod Moskwą – oceniła ekspertka w rozmowie z Polską Agencją Prasową.