Na początku stycznia biskup pomocniczy Piotr Wawrzynek zawiesił proboszcza ks. Andrzeja Ł. z parafii św. Maternusa B.M. w Lubomierzu. Powodem miała być relacja jednej z parafianek, która uważa, że ks. Ł "utrzymywał bliskie, intymne relacje z innymi kobietami".
Wobec duchownego toczy się postępowanie kanoniczne. Proboszcz tłumaczy, że nic złego nie zrobił, a "wszystkie zarzuty są kłamstwem i oszczerstwami kierowanymi w jego osobę".
Podobnie uważają parafianie z Lubomierza. Mieszkańcy niewielkiej miejscowości w woj. dolnośląskim uważają, że to atak na ich ulubionego kapłana.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Mieszkańcy Lubomierza przeżywają kryzys w swoim kościele
Serwis natemat.pl dotarł do parafian, którzy są zszokowani całą sprawą. Wielu uważa, że to celowy atak na kapłana, który "dbał o lokalną społeczność jak mało kto".
Nie wierzymy, bo znamy jego psychologiczną postawę. My widzimy, jak pracuje, jak udziela się w parafii, jakie jest jego nastawienie duchowe. Uważamy, że nie byłby w stanie czegoś takiego zrobić - twierdzi jedna z parafianek, która rozmawiała z dziennikarką portalu natemat.pl.
Mieszkańcy Lubomierza podkreślają, że ksiądz jest osobą "niezwykle rozmodloną". Uważają, że jego zachowanie nigdy nie wskazywało na to, aby mógł dopuścić się zarzucanych mu czynów.
Jak na całą sytuację reaguje zawieszony proboszcz? Według parafian "jest rozbity psychicznie".
To człowiek, który w tej chwili jest jak zbity pies. Nie mamy do niego dostępu, nie może odprawiać mszy. Praktycznie z nami nie rozmawia. Pewnie będzie musiał się stąd oddalić, nie wiemy, dokąd pójdzie. Czy wróci? Nie wiemy. Chcielibyśmy, ale wszystko rozstrzygnie się po rozprawie - przekazał jeden z parafian.
Okazuje się, że do biskupa udała się delegacja parafian z Lubomierza, której celem była obrona księdza. Wyniki wizyty nie są znane.