Chłopiec był na wakacjach z rodzicami i młodszą siostrą. Podczas ich wypoczynku w domku letniskowym w miejscowości Big Lake na Alasce, chłopiec źle się poczuł, bolała go głowa i wymiotował. Rodzice dali mu aspirynę, myśląc, że to grypa lub zwykłe przeziębienie.
Kilka godzin później do domku letniskowego przyjechała przyjaciółka rodziny. Kobieta nie mogła się dodzwonić do rodziny Klebsów. Pojechała sprawdzić, czy nie stało się tam nic złego. Zastała wszystkich nieprzytomnych. Zadzwoniła po pogotowie i rodzina trafiła do szpitala.
Okazało się, że zarówno rodzice, jak i dzieci zatruli się tlenkiem węgla. Ten uwalniał się ze starej, zepsutej lodówki, zasilanej propanem. Niestety, pomoc nadeszła za późno i 10-letniego Gavina nie udało się uratować, choć żył, gdy trafił do szpitala - informuje Alaska Dispach News.
Tlenek węgla jest jednym z najbardziej śmiercionośnych gazów. Jest bezwonny i w początkowej fazie nie daje objawów zatrucia. Nazywa się go też "cichym zabójcą". Na całym świecie giną przez niego miliony ludzi. Tlenek węgla powoduje od 32% (w Szwajcarii) do 55% (w Austrii) przypadkowych zatruć.
Widziałeś lub słyszałeś coś ciekawego? Poinformuj nas, nakręć film, zrób zdjęcie i wyślij na redakcjao2@grupawp.pl.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.