Dorian S. pochodził z Myszkowa, choć od września ubiegłego roku mieszkał w stolicy. To on miał zaatakować 25-letnią Lizę, którą zgwałcił i nieprzytomną porzucił. Dziewczynę znalazł dozorca, który wezwał na miejsce karetkę. Choć lekarze walczyli o życie młodej Białorusinki przez kilka dni, ostatecznie tę walkę przegrali. Kobieta zmarła 1 marca.
Bestialska zbrodnia jest szeroko komentowana w sieci. Internauci atakują w nich nie tylko samego Doriana S., ale także jego najbliższych. Być może właśnie to skłoniło ojca oskarżonego do przerwania milczenia i zabrania głosu w sprawie.
Do wiadomości wszystkich nie życzę nikomu tego, co nas spotkało, dla Was jest to sensacją, dla Nas jest to tragedią, oddałbym swoje życie Tej dziewczynie, gdybym mógł! I chcę wam powiedzieć, że nie zostawiamy Doriana, bo jaki rodzić w potrzebie zostawia własne dziecko, dla was jest bestią, ale dla mnie synem i jak pomyślę, co zrobił i że całe życie będzie za kratami, nie przyjmuję tego do głowy — napisał pan Dominik, cytowany przez portal "Fakt".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ojciec Doriana S. poprosił również, żeby internauci zaprzestali hejtowania jego syna i całej rodziny. "Ten cały hejt z człowieczeństwem nie ma nic wspólnego a wasza nienawiść to tylko wizytówka, jakimi jesteście ludźmi" - podkreślił ojciec oskarżonego.
"Nie można wieszać psów na całej rodzinie"
Dziennik "Fakt" dotarł do rodziny Doriana S. Jego ojciec nie zgodził się na rozmowę z dziennikarzami. Zdecydowała się na to jedynie jego partnerka. Kobieta podkreśliła, że czyn Doriana jest "okrutny", ale podkreśliła, że nie jest to powód do tego, żeby "wieszać psy na całej rodzinie".
Dla nas to też jest wielka tragedia, musimy się mierzyć z ogromnym hejtem ze strony ludzi — podkreśliła pani Marta.
Kobieta dodała, że Dorian poniesie konsekwencje zbrodni, którą popełnił i zaapelowała, żeby to, co zrobił, nie było powodem do linczu na jego najbliższych.