Dzień Zwycięstwa jest w Rosji świętem państwowym. W Moskwie, ku pamięci "triumfu nad nazizmem", odbywa się parada, na którą przychodzą weterani. W tym roku na paradzie pojawi się zapewne zniszczony, zachodni sprzęt z pól bitewnych Ukrainy.
Rok temu pisaliśmy o rosyjskich kęskach. Dzisiaj sytuacja, zdaniem analityków i znawców, wygląda inaczej. To Ukraińcy zmuszeni są się cofać, rosyjski miecz wisi nad obwodami charkowskim i sumskim, a noszony na rękach prezydent Zełenski coraz częściej jest krytykowany. Podobnie zresztą jak powołany przez niego głównodowodzący, gen. Ołeksandr Syrski.
Dobra passa Ukrainy skończyła się wraz z nieudaną, ubiegłoroczną kontrofensywą. Na froncie brakuje amunicji, a władze kraju muszą mobilizować coraz młodszych obrońców. Ale jednego, zdecydowanego jeszcze w tym starciu nie widać. Choć, jak mówi o2.pl płk rez. Maciej Korowaj, więcej sił zachowała Rosja.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
"Wojna jak mecz bokserski"
Maciej Korowaj, były żołnierz Służby Wywiadu Wojskowego, służący w przeszłości na wschodzie Europy, mówi o wojnie jak o meczu bokserskim. Apeluje też, by zachowując taką metaforykę, "nie oceniać meczu po jednej rundzie".
Czeka [Rosja - red.] na decyzję strategiczną, czy prowadzić dalej "zrównoważoną" wojnę, czy wyprowadzić decydujące, miażdżące uderzenie. Oczywiście, bombarduje i niszczy Ukrainę i jej infrastrukturę, ale nie wykorzystuje wszystkich zasobów, którymi na Ukrainę uderzyć by mogła. Dziś Rosja chce, by Europa się wojną "zmęczyła" i znudziła wojną. Ale najważniejszego celu - zniszczenia wyimaginowanego ukraińskiego "zagrożenia dla Moskwy" nie osiągnęła, choć wykroiła korytarz do Krymu. Aby ostatecznie pokonać, pognębić Ukrainę, oddalić "zagrożenie" od Moskwy, musiałaby zająć cały teren do linii Dniepru. Na dziś nie możemy mówić o zwycięstwie Rosji, czyli wypchnięciu sił ukraińskich z części kraju za linią Dniepru - mówi w rozmowie z o2.pl płk Korowaj.
Zachód będzie też, jak ocenia ekspert, prowadził bardziej agresywną politykę dostaw. Na przełomie minionego i obecnego roku Ukraina miała ogromny problem z zaopatrzeniem w amunicję. W magazynach Zachodu coraz bardziej widać było dno. Teraz dostawy znowu się zwiększyły.
Z tego wynika, jak przekonuje pułkownik, pytanie, o którym mówił wyżej. Nadal prowadzić "wojnę zrównoważoną", czy też skończyć konflikt jak mecz bokserski - jednym mocnym, nokautującym uderzeniem? Tyle że nie byłoby to takie rozstrzygnięcie, jakiego Kreml oczekuje.
Oczywiście można będzie próbować przedstawiać to rosyjskiemu społeczeństwu jako sukces, zdobycie jednego obwodu więcej, ale na Zachodzie i w Chinach nie będzie to wyglądało, zdaniem Korowaja, na zwycięstwo.
Jest jednak coś o wiele bardziej niepokojącego. Analityk przekonuje, iż nie da się wykluczyć - choć to, jak sam podkreśla, "szalony plan" - możliwości, że Rosja może zaatakować kraje NATO, aby... zakończyć wojnę w Ukrainie.
"Wojna małych zwycięstw"
Analityk nazywa wojnę, jaką obecnie obserwujemy, "wojną małych zwycięstw". Wskazując zarazem, że Rosja odnosiła nie tylko zwycięstwa. Jej klęską było oddanie kontroli nad zachodnią częścią Morza Czarnego, dzięki czemu Ukraina nie ma dziś kłopotu ze sprzedażą produktów rolnych. Ale o wiele więcej było jednak w ubiegłym roku ukraińskich porażek.
Mimo odblokowania części basenu Morza Czarnego nie udało się im rozczłonkować w całości "korytarza południowego". Dzięki sprytnemu manewrowi gen. Mordwiczewa, Rosjanie zdobyli Awdijewkę, dzięki czemu Ukraińcy nie mogą już szachować Doniecka przy pomocy artylerii. W 2022 r. padł długo i bohatersko broniony Mariupol. Rok temu - Bachmut. A 9 maja Rosjanie mogą cieszyć się ze zdobycia Awidijewki.
Wracając do poetyki meczu bokserskiego: na razie na punkty prowadzi Ukraina, choć ostatnia runda kosztowała ją wiele strat. Ale żaden z bokserów nie jest tu "na linach" i nic nie wskazuje, by zaraz miał się przy tych linach znaleźć. Ukraina zachowuje manewrowość, jeszcze walczy i choć Rosja zachowała więcej sił do jednego, silnego uderzenia, nokautującego, na razie go nie wyprowadziła - uważa płk Korowaj.
Zachodnia mentalność Kalego
Zdecydowanego zwycięstwa ani klęski nie widzi po żadnej ze stron także historyk i dyplomata prof. Hieronim Grala. W rozmowie z o2.pl wskazuje, że "rosyjski car nie upadł, a ogromny spadek popularności zalicza "ukraiński Mahatma" (które to określenie prof. Grala zapożyczył z książki Zbigniewa Parafianowicza), czyli prezydent Zełenski. W dużej mierze za sprawą swojego błędu, jakim było odsunięcie Załużnego i zastąpienie go gen. Syrskim, który nie ma poparcia społecznego i zaufania, traktowany jest niemal jak Rosjanin. No i w końcu to za jego kadencji front się cofnął i proces ten trwa.
Rosjanie pokażą na paradzie trochę zniszczonego zachodniego sprzętu, co już samo w sobie będzie dla nich sukcesem. Mocno propagandowym, ale będzie. Przyznam tu, że dziwi mnie trochę zniesmaczenie Zachodu, bo robił dokładnie to samo. Nawet na naszym Placu Zamkowym wystawiano rozbity sprzęt rosyjski, więc krzywienie się na to, że Rosjanie będą się chwalić zniszczonym sprzętem przeciwnika przykro kojarzy mi się z mentalnością Kalego - mówi historyk.
"Wizja porażki spędza sen z powiek"
I dodaje, że armia rosyjska, "mówiąc brutalnie, w międzyczasie - po blamażu własnej ofensywy z 2022 roku i niewątpliwych sukcesach późniejszej ukraińskiej kontrofensywy - nauczyła się walczyć". Jak ocenia, dzisiaj narracja (przede wszystkim ukraińska, ale nie tylko), którą karmiono nas przez rok - że Ukraina walczy za nas - zmieniła się w wyrzut, który brzmi niekiedy dosadnie: "dlaczego wy nie walczycie za nas?". Takie głosy słychać w Polsce, również ze strony uchodźców, całkiem często. Podobnie jak płk Korowaj wskazuje, że Rosjanie mogą wyprowadzić decydujące uderzenie. Wskazując konkretną datę - przełom czerwca i lipca.
Nauczyli się Rosjanie walki elektronicznej, zakłócania dronów i są coraz trudniejsi do trafienia, podczas gdy cierpiąca na chroniczny głód amunicji Ukrainę trafić coraz łatwiej - mówi.
Ukraina, jak przekonuje, słabnie. Wizja porażki coraz bardziej spędza sen z powiek nie rosyjskiemu, a ukraińskiemu społeczeństwu, które przez rok karmione było zapewnieniami o rychłej wygranej. A pozytywów widać mało. Po Mariupolu, Bachmucie i Awidijewce padła też, jak mówi prof. Grala, wiara, że przewaga technologiczna Zachodu jest tak wielka, by sama przez się dać Ukrainie zwycięstwo.
Okazało się, że czołgi Challanger i Abrams też płoną, a HIMARS-y można namierzyć i zniszczyć. Dlatego Ukraińcy, podobnie jak tylekroć my, budują termopilski mit na grobach poległych obrońców ojczyzny, ale poległych jest coraz więcej, a sukcesów coraz mniej, a co gorsza niemała część potencjalnych spartiatów wybiera bezpieczny pobyt na obczyźnie - stwierdza prof. Grala.
Dlatego też Kreml czeka i szykuje się do obchodów rocznicy 9 maja. W ocenie historyka jednym z niewielu pocieszeń może być to, że z licznych historycznych dat Rosjanom została już w zasadzie tylko rocznica zakończenia Wielkiej Wojny Ojczyźnianej.
Rozpaczliwie szukają punktów, na których mogliby się oprzeć. W tej chwili mają sojusz tronu z ołtarzem i zaraz ogłoszą niemalże krucjatę religijną w Ukrainie. Wyciągają rodzime kulty, znowu zaczynają wspominać Stalina, modlącego się do Moskiewskiej Matrony. I tak jak setki lat temu walczyli z "krzyżowcami, łacinnikami i lutrami", tak dziś biją się z "giejropą, pidorasami i LGBT-ami" - podsumowuje były dyplomata.
Łukasz Maziewski, o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.