Według amerykańskiej armii, wszystkie 31 ciężkich czołgów M1A1 Abrams obiecanych Kijowowi przez administrację prezydenta Joe Bidena przybyło już na Ukrainę. Pułkownik Martin O'Donnell, rzecznik armii amerykańskiej na Europę i Afrykę, dodał również, że wszyscy ukraińscy czołgiści, którzy miesiącami uczyli się obsługi Abramsów w USA oraz Niemczech, również wrócili do kraju.
I to wraz z amunicją i częściami zapasowymi do czołgów M1A1 Abrams.
Pierwszy transport czołgów M1A1 Abrams z USA trafił do Ukrainy już pod koniec września. Teraz Siły Zbrojne Ukrainy szykują się, by wysłać maszyny na front, gdzie będą bardzo pomocne w trwającej wciąż kontrofensywie. ZSU będzie mogła z nich skorzystać również do obrony terenów, które próbują zdobywać Rosjanie.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Przedstawiciele ZSU twierdzą, że może minąć trochę czasu, nim Abramsy zostaną wysłane na pole bitwy. Na razie trwają konsultacje, gdzie konkretnie użyć czołgów, aby uzyskać najlepszy efekt w walce przeciwko siłom rosyjskim. I żeby ich nie stracić, nim nadarzy się okazja do całkowitego wyzwolenia kraju.
Dotrzymaliśmy naszej części umowy. Od tego momentu do Ukraińców należy określenie, kiedy i gdzie poślą czołgi do boju – powiedział pułkownik Martin O'Donnell.
Dostawa nastąpiła szybciej, niż początkowo szacowano i w terminie umożliwiającym potencjalne wykorzystanie maszyn w ostatnich tygodniach kontrofensywy Kijowa.
Amerykańska obietnica przekazania czołgów M1A1 Abrams na początku roku zbiegła się ze zobowiązaniem krajów europejskich dostarczenia niemieckich czołgów Leopard 2. Długo oponowały władze w Berlinie, które nie chciały zatwierdzić pakietu pomocy bez podobnego zobowiązania ze strony Stanów Zjednoczonych. Amerykanie szybko dali się namówić.
Ale to Wielka Brytania była pierwszym krajem, który zgodził się wysłać na Ukrainę zachodnie czołgi, oddając w styczniu tego roku swoje czołgi Challenger 2. Te znakomicie sprawdziły się w boju, Ukraińcy bardzo je chwalą. Tak samo jak Leopardy, które górują nad rosyjskimi maszynami. A co dopiero Abramsy, uważane za najlepsze ciężkie czołgi świata.
Ukraina poprosiła o setki zachodnich czołgów, które miały przyczynić się do sukcesu wiosennej ofensywy. Do tej pory otrzymała ich kilka razy mniej, ale i tak skorzystała ze wsparcia Zachodu. By wygnać Rosjan ze swoich ziem i pokonać ich na polu bitwy potrzebne będą jednak kolejne wzmocnienia.
Zima już za pasem, a siły ukraińskie nie osiągnęły wciąż zdecydowanego przełomu na polu walki. Są postępy na południowym odcinku frontu (Zaporoże), są udane manewry w okolicach Bachmutu. Udało się też odeprzeć kontry Rosjan w Kupiańsku oraz Awdijiwce, gdzie nadal trwają ciężkie walki. Brak przełamania linii rosyjskich budzi niepokój zwolenników Kijowa i rodzi pytania o przyszłość międzynarodowego wsparcia.
Od początku inwazji Rosji na Ukrainę w lutym 2022 roku Stany Zjednoczone zapewniły władzom w Kijowie pomoc w zakresie bezpieczeństwa o wartości około 44 miliardów dolarów. Ta pomoc ma wymierne efekty, Rosjanie nie zdobyli stolicy i od ponad roku cofają się. Jeśli się uda, być może w 2024 roku agresor zostanie pokonany i wojna dobiegnie końca.
Na razie Rosjan czeka próba ognia w starciu z Abramsami, których się boją. Moskwa twierdziła nawet, że czołgi z USA nie sprawdzą się na wschodzie, bo rzekomo nie potrafią walczyć w klimacie, który panuje w Ukrainie. Te twierdzenia nie zostały jednak potwierdzone przez zachodnich ekspertów. Poradzą sobie nawet w mrozie, to więcej niż pewne.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.