Rosyjski dziennikarz, Lew Kadik obecnie autor portalu Sprektr.press, przekonuje, że rosyjskie służby zakłamały obraz wojny, jaki trafił do Władimira Putina. Gdy 24 lutego rosyjskie czołgi i samoloty ruszały na "szybką, zwycięską wojnę" - tak opisywała to wszak kremlowska propaganda - rosyjski prezydent miał mieć niepełny i zakłamany obraz sytuacji.
W rozmowie z o2.pl Kadik krytykuje każdą z trzech głównych rosyjskich służb specjalnych. Obrywa się zatem i Federalnej Służbie Bezpieczeństwa, i Służbie Wywiadu Zagranicznego, i wywiadowi wojskowemu, czyli słynnemu GRU. Co więcej, Kadik przekonuje, że formacje są skłócone i rywalizują między sobą.
Przebieg wojny z Ukrainą wyraźnie pokazał, że żadna ze służb nie była w stanie sprostać temu zadaniu. FSB przedstawiła Putinowi fałszywy obraz poparcia dla rosyjskiej inwazji wśród Ukraińców, SWR nie ostrzegła go, że Zachód zainterweniuje w konflikcie i dostarczy Ukrainie nowoczesną broń, GRU nie dostarczyło poprawnych danych o ukraińskiej armii, jej planach obronnych czy uzbrojeniu - mówi Kadik.
Twierdzi również, że analitycy żadnej ze służb w ogóle nie pokusili o realne oceny i diagnozy. Wprost przeciwnie - celowo zakłamywali obraz rzeczywistości i dostarczali zleceniodawcy - czyli de facto Władimirowi Putinowi - nieprawdziwe informacje o tym, co czeka rosyjskie wojsko w Ukrainie.
Przekonywali go, że Ukraina upadnie, miejscowi wyjdą witać rosyjskich żołnierzy kwiatami, armia ucieknie, a jacyś ukraińscy partyzanci stawią opór w stylu lat 40-tych lub w rodzaju Czeczenów z końca ubiegłego wieku - podkreśla Kadik.
Walka buldogów pod dywanem
Dziennikarz przekonuje także, iż wszystkie trzy formacje - FSB, SWR i GRU - tak jak przed wojną, nieustannie rywalizują o zasoby i przychylność Putina. Starają się także wpływać na niego poprzez dostarczanie kompromatów; wiadomości o popełnianiu wszelkiego rodzaju pomyłek, wpadek i przestępstw przez przedstawicieli konkurencyjnych służb.
Przestrzega jednak przed zbagatelizowaniem wpływów FSB w wymiarze polityki wewnętrznej. Jak mówi, służba cały czas monitoruje (i inwigiluje) najważniejsze instytucje polityczne Rosji: Dumę Państwową, Radę Federacji i administrację prezydencką. Służy temu przede wszystkim 2. Służba FSB - Służba Ochrony Porządku Konstytucyjnego i Walki z Terroryzmem.
Kadik ironicznie dodaje, że głównym zdaniem 2. Służby wcale nie jest "walka z terroryzmem". To - jak mówi - służba odpowiedzialna za ochronę porządku i ładu wewnętrznego, w duchu tradycji carskiej Ocharny czy radzieckiego KGB, zajmująca się głównie śledztwami na polityczne zlecenie.
Zagadka Mostu Krymskiego
Co ciekawe, dziennikarz nie wyklucza współodpowiedzialności 2. Służby za wybuch na Moście Krymskim, do którego doszło 8 października tego roku. A przecież w rosyjskiej infosferze pojawiały się informacje, że formacja powinna także odpowiadać za ochronę tego obiektu. Jedna z wersji wydarzeń sprzed miesiąca mówiła wręcz, że wiceszef "dwójki", gen. Aleksiej Żało miał wręcz przymknąć oczy na atak na most w zemście za śmierć swojego syna - młodego dyplomaty, Kiryłła. Zginął on w zagadkowych okolicznościach rok temu, w rosyjskiej ambasadzie w Berlinie.
W ochronę mostu było zaangażowanych jednocześnie kilka agencji - służba graniczna FSB, MSW, rosyjskie siły lądowe, rakietowe i marynarka wojenna. Służba generała Żało nie jest w żaden sposób wymieniana w gronie tych, którzy byli bezpośrednio zaangażowani w ochronę mostu. Dotychczas rosyjskie publikacje wskazywały jako winnych inspektorów policji drogowej, którzy kontrolowali ciężarówkę, w której rzekomo znajdowały się materiały wybuchowe - przekonuje Kadik.
I dodaje, że sama teoria, w myśl której do uszkodzenia przeprawy doprowadzić miał wybuch ciężarówki na trasie, budzi wątpliwości. Dziennikarz twierdzi, że skutki ataku - zawalone dwa przęsła mostu, w dość dużej odległości od siebie i ślady wybuchu - mają świadczyć, że rzeczywiste przyczyny wybuchu są zupełnie inne od podanej wersji, co bardzo utrudnia wskazanie winnych w ramach rosyjskiego aparatu państwowego. Sugeruje zarazem, że wybuch na moście mógł być efektem prowokacji służb.
Dlatego najprawdopodobniej przyczyny zniszczenia mostu są zupełnie inne, ale oficjalnie fabrykuje się wersję, która ma ukryć prawdziwe okoliczności zdarzenia i przedstawić wszystko we względnie korzystnym dla władz świetle. I tak zamiast prawdopodobnie skomplikowanej i dokładnie zaplanowanej operacji ukraińskich służb specjalnych czy uderzenia rakietowego, opowiada się nam historię o jakichś nawozach sztucznych wrzuconych do ciężarówki i wysadzonych na środku mostu. Proszę pamiętać, że to nie pierwszy raz, kiedy rosyjskie służby bezpieczeństwa fabrykują przestępstwa. Zaznaczam też, że nie przedstawiono żadnych namacalnych dowodów na potwierdzenie oficjalnej wersji - mówi Rosjanin.
W opinii dziennikarza wojsko, marynarka, FSB i MSW po wybuchu od razu zaczęły się nawzajem obwiniać za niedopilnowanie mostu. W efekcie wersja z ciężarówką była dla wszystkich bardzo wygodna, bo winni w tym przypadku okazali się pracownicy GAI (Gosudarstwiennaja Awtoinspiekcja - drogówka). Ta służba podległa rosyjskiemu MSW ma niewielkie wpływy na Kremlu, a szef MSW, gen. Władimir Kołokolcew nie należy do ulubieńców Putina.
Oficjalne dane wskazywały, że kierowca miał mieć korzenie azerskie. Kilka dni temu na łamach o2, były analityk Agencji Wywiadu, mjr Robert Cheda wskazywał, że kraje Azji Centralnej są istną wylęgarnią młodych islamskich radykałów, którzy mogą zagrozić stabilności Rosji w przyszłości. Inaczej twierdzi Kadik, który przekonuje, że problem ten nie ma dziś w Rosji dużego znaczenia.
Neofaszysta Putin
Cytowany we wspomnianym tekście dr Kacper Rękawek przekonywał też, że w Rosji istniało - i choć ograniczone istnieje nadal - zagrożenie ze strony ekstremizmu neofaszystowskiego. Lew Kadik zaś wskazuje, że głównym i najważniejszym zagrożeniem neofaszystowskim jest w Rosji... Władimir Putin.
Jego wystąpienia na temat Ukrainy podczas posiedzenia Klubu Wałdajskiego, przemówienie z 24 lutego br. - to jest czysty neofaszyzm. Putin neguje prawo narodu ukraińskiego i państwa ukraińskiego do istnienia, przesądza o wyższości Rosji. Co więcej, w samej Rosji wdrożono już faszystowską utopię - nie działają żadne instytucje państwowe i prawne, nie istnieje żadne prawo, krajem rządzi tylko wola wodza - konkluduje rosyjski dziennikarz.
Łukasz Maziewski, dziennikarz o2
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.