Rosyjski żołnierz zaskoczył operatorów dronów Sił Zbrojnych Ukrainy. Ci zaskoczyli go w okopie gdzieś na linii frontu i żołdak Władimira Putina już wiedział, co się zbliża. Obecność bezzałogowców stała się na polu walki standardem, a obie strony konfliktu wykorzystują je, by atakować sprzęt i siły wroga z zaskoczenia. Tak było i tym razem.
Rosjanin zerknął w niebo i już wiedział, że za chwilę z drona poleci w jego stronę jakaś "niespodzianka". Granat moździerzowy, albo inny ładunek wybuchowy, po którym ochota do walki i zdolność do jej prowadzenia drastycznie spadają. Drony ZSU zraniły i wyeliminowały tak tysiące wrogów. Ten zareagował wprost panicznie.
Zaczął się szybko żegnać, błagając atakujących Ukraińców o litość.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Ten gest kompletnie zaskoczył operatorów drona, ale nie wiadomo, jak skończył się przypadek rosyjskiego żołnierza. Część źródeł informuje, że został wzięty do niewoli, a dron "odprowadził" go do strefy kontrolowanej przez Siły Zbrojne Ukrainy. Inni są zdania, że atak nastąpił w pobliżu rosyjskich linii i że Rosjanin nie miał szans na ocalenie.
"Mogłeś po prostu zostać w domu" - piszą Ukraińcy patrząc na swojego wroga.
Choć jak doskonale wiadomo, być może nie miał wyboru i został posłany na front pod przymusem. Taki los w kraju Władimira Putina spotkał tysiące młodych mężczyzn, często z nizin społecznych, źle wykształconych, bez pracy i bez perspektyw na lepsze jutro. Armia kusi wysokimi zarobkami, sięgającymi nawet 2000 dolarów miesięcznie.
Inna sprawa, że to tylko obietnice, a poborowi takich pieniędzy na oczy nie widzą.
A że wojna trwa, a Rosjanie na froncie stracili już ponad 336 tysięcy żołnierzy, potrzebni są kolejni. Do armii są więc powoływani kryminaliści, imigranci zarobkowi (inaczej są deportowani z kraju), alkoholicy, narkomani czy nawet bezdomni. Dla Władimira Putina i jego ludzi nie ma większego znaczenia, skąd będą pochodzić tzw. "mobiki".
Ma być ich na tyle dużo, by armia mogła prowadzić swoje "mięsne szturmy".
I żeby mobilizacja nie dotknęła młodych mężczyzn z dużych miast, bo na ich głosy w marcu liczy Władimir Putin w wyborach prezydenckich. A co się stanie, gdy już naród go wybierze? Zapewne ruszy powszechna mobilizacja do armii i wyjątków już nie będzie. Prezydent już zadekretował znaczne powiększenie armii i wszyscy wiedzą, co się stanie.
Rosja nie zamierza wojny w Ukrainie przegrać, szykuje się na kolejne lata konfliktu.
Czytaj także: Miał być milion pocisków. Zawstydzająca rzeczywistość