Portal Military Times precyzuje, że rosyjski atak na Ukrainę mógłby nastąpić w styczniu lub na początku lutego. Tak sytuację przedstawił szef ukraińskiego wywiadu wojskowego Kiryło Budianow w rozmowie z Military Times.
Portal opisuje, że wokół granic naszego wschodniego sąsiada Rosja zgromadziła ponad 92 tys. żołnierzy. Z powagi zagrożenia zdają sobie sprawę Ukraińcy. W ubiegłym tygodniu minister obrony Ukrainy Ołeksij Reznikow był z wizytą w Waszyngtonie.
Reznikow poleciał do USA zabiegać o większe wsparcie wojskowe. Analitycy zaś obawiają się, że na Ukrainie realnie może dojść do działań wojennych. A otoczony z trzech stron kraj będzie miał potężny problem.
Rosja lubi zaskakiwać
Czy jednak tak się wydarzy? Sceptycyzm zachowuje m.in. analityczka ds. Ukrainy Maria Piechowska z Polskiego Instytutu Spraw Międzynarodowych. Wskazuje m.in. na inne niż w latach 2013-2014 narodowe uwarunkowania ukraińskiego społeczeństwa oraz na silniejszą armię.
Rosja by chciała, aby Ukraina wróciła do rosyjskiej strefy wpływów. Ale aby Rosjanie mogli zająć Ukrainę, potrzebna byłaby dużo większa mniejszość prorosyjska, a ta nie jest tak silna, jak była 7-8 lat temu. Ukraińcy rozumieją, że Rosja jest ich wrogiem, zaatakowała ich terytorium, okupuje Krym, stąd ich proeuropejska postawa, większa orientacja na Zachód. Interwencja na pełną skalę mogłaby wywołać dużą i realną odpowiedź całego ukraińskiego społeczeństwa. Do tego dochodzi kwestia głębokich zmian w ukraińskiej armii, która się zmienia i modernizuje. To zupełnie inne siły zbrojne niż w 2014 r. Rosji byłoby dziś o wiele trudniej walczyć z armią Ukrainy w jej obecnym kształcie - mówi Piechowska w rozmowie z o2.pl.
Dodaje też, że gdyby Rosja weszła na Ukrainę, mogłaby jej później nie utrzymać.
Dlatego uważam, że tak się nie stanie, choć Rosja lubi zaskakiwać. Będą prowokować incydenty, testować Ukrainę i Zachód. Jest to także forma gry obliczonej na zmęczenie NATO. Na członkostwo Ukrainy w NATO jeszcze poczekamy, sądzę, że długo, ale jest to państwo partnerskie Sojuszu - mówi analityczka.
A tymczasem Ukraińcy wzmacniają obsadę granic. Na granicę Ukrainy z Białorusią wysyłane są dodatkowe siły służby pogranicznej, Gwardii Narodowej i policji. We wszystkich przygranicznych obwodach trwają ćwiczenia - poinformowała Państwowa Służba Pograniczna Ukrainy (DPSU).
Uznanie, prestiż, Nord Stream II
Podobnego zdania co Piechowska jest także Tadeusz Iwański, kierownik zespołu Ukrainy, Białorusi i Mołdawii z Ośrodka Studiów Wschodnich. On również zachowuje wstrzemięźliwość wobec możliwości eskalacji konfliktu do wojny na pełną skalę.
Rosyjskie siły są przy granicy z Ukrainą od 2014 r. Warto podkreślić, że obecnie w przestrzeni medialnej jest mniej materiałów video czy zdjęć, niż było ich wiosną. Ale ta obecność jest, rosyjskie wojska są w pełnej gotowości. Rosja byłaby w stanie wywołać incydenty i konflikty na granicy w przeciągu tygodnia lub dwóch. Ale gdyby zdecydowali się na inwazję na pełną skalę, to należy przede wszystkim pamiętać, że są to ogromne koszty - mówi Iwański w rozmowie z o2.pl.
W jego ocenie Rosja gra przede wszystkim o uznanie: swoich mocarstwowych ambicji, stref wpływów czy Nord Stream II i wykorzystuje do tego wszelkie środki. Klasyczną, twardą dyplomację, walkę informacyjną, ataki cybernetyczne.
Wojnę na pełną skalę ekspert nazywa ostatecznością, choćby ze względu na koszt. Ale, jak podkreśla Iwański, nie można zapomnieć o tym, że Rosja swojego wojska po prostu umie używać jako kolejnego elementu nacisku. Świat mógł zobaczyć to w Gruzji i na Krymie.
Straszenie wychodzi taniej. Choć prawdą jest, że Ukraina po prostu zaszła Rosji za skórę. Interwencja z 2014 r. nie przyniosła Rosji takich efektów politycznych, jak chciała. Ukraina dzisiaj ściślej współpracuje z NATO i UE, niż siedem lat temu. Rosja przestała być dla wielu Ukraińców atrakcyjna. Rosja, mówiąc krótko, przeszacowała nastroje w tej części ukraińskiego społeczeństwa, które uznawała za "swoje" - kończy Tadeusz Iwański.
Ukraina w kleszczach
Gdyby jednak doszło do ataku, to mógłby on nastąpić z trzech stron. Od północy, z kierunku białoruskiego, ze wschodu, czyli z terenu Rosji i zbuntowanych prowincji donieckiej i ługańskiej, a także od południa - ze strony anektowanego i silnie zmilitaryzowanego Półwyspu Krymskiego.
Będzie syf - odpowiada krótko na nasze pytania były oficer Służby Wywiadu Wojskowego.
Rosjanie zaś ściągają wojska. Jednostki pancerne widziane były m.in. w okolicach Smoleńska, we wschodniej części Rosji. To pododdziały 41. Armii Ogólnowojskowej, stacjonującej w Centralnym Okręgu Wojskowym - najlepiej wyposażonej i szykowanej do natarcia na wschód. Czyli, w tym wypadku, na Europę.
W skład 41. Armii wchodzą m.in. dywizja pancerna. Jednostki te często ćwiczą na poligonach, co opisywał w swoich analizach Ośrodek Studiów Wschodnich. O niełatwej sytuacji Ukrainy mówił w rozmowie z o2.pl m.in. były analityk Agencji Wywiadu ds. wschodnich Robert Cheda.