Sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego w Warszawie Tomasz Szmydt w poniedziałek publicznie zgłosił prośbę o azyl na Białorusi. Jednocześnie zrzekł się pełnionego urzędu sędziego.
Swoją decyzję ogłosił na konferencji prasowej w siedzibie agencji prasowej Biełta, której linia redakcyjna jest przychylna wobec Aleksandra Łukaszenki. Podczas spotkania z przedstawicielami mediów wyrażał pochwałę dla reżimu białoruskiego, argumentując swoje odejście z Polski jako protest przeciwko polskiej polityce w stosunku do Białorusi i Rosji.
Zrzeczenie się przez Szmydta urzędu nastąpi dopiero po upływie trzech miesięcy. W tym okresie formalnie pozostaje on w stanie sędziowskim. Niemniej wszczęte postępowanie może wpłynąć na jego sytuację zawodową, prowadząc do dyscyplinarnego usunięcia go z zawodu sędziowskiego.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Czytaj także: Kto zastąpi Rodowicz w "The Voice Senior"? Jedna z kandydatek skomentowała doniesienia
"Tomek to był człowiek zagadka"
Znajomy Tomasza Szmydta skontaktował się z nim niedługo przed jego ucieczką na Białoruś. W rozmowie z Onetem, sędzia chcący zachować anonimowość, wyjawił kilka faktów o nim.
Tomek to był człowiek zagadka. Zawsze, gdy pytało się go, co słychać u niego, u jego bliskich, odpowiadał, że nie ma o czym mówić, nic ciekawego się w jego życiu nie dzieje - stwierdził.
Sędzia w rozmowie z Onetem wyjawił, że Szmydt miał partnerkę z Ukrainy. Jednak nikomu nie zdradził, jak ma na imię, czy z nią mieszka i gdzie. Wiadomo tylko, że często jeździł z nią na Ukrainę, do jej rodziny.
Tomek zawsze był bardzo proukraiński, to się wzmocniło jeszcze po agresji Rosji. Dlatego ta Białoruś, gdzie reżim wspiera napaść Rosji na Ukrainę, była dla mnie tak wielkim zaskoczeniem - podkreślił znajomy Tomasza Szmydta.
Zaskakujące oświadczenie majątkowe
Z oświadczenia majątkowego Tomasza Szmydta wynika, że poza posiadanym samochodu z 2015 roku, nie miał on żadnych innych wartościowych aktywów. Ani mieszkania, domu czy nawet oszczędności. Co więcej, był obciążony znacznymi długami z tytułu kilku kredytów, których łączna suma wynosiła niemal 350 tysięcy złotych.
Warto przypomnieć, że jako sędzia Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego zarabiał miesięcznie około 20 tysięcy złotych netto. W obliczu tych informacji, pojawiły się głosy, że mężczyzna wyprowadzał pieniądze za granicę.
Nie wiem, jak było, ale faktem jest, że to oświadczenie jest mocno zadziwiające. Podobnie, jak zadziwiający jest fakt, że Tomek najwyraźniej biegle mówi i pisze po rosyjsku. Kiedyś z nim o tym rozmawiałem, pytałem, czy ma zdany jakiś egzamin państwowy z rosyjskiego, a on mówił, że zna ten język pobieżnie - przekazał znajomy Tomasza Szmydta.
Jak się okazało, sędzia Tomasz Szmydt język rosyjski opanował do perfekcji. Jego znajomy nawet zaczął się zastanawiać, czy nie był on ukrytym agentem. Z drugiej strony, pracował jako sędzia w Polsce przez 25 lat, więc wydaje mu się to nieprawdopodobne.
Jestem gotowy na wizytę u mnie smutnych panów ze służb. Skoro byłem jedną z ostatnich osób, które miały z Tomkiem kontakt, to taka wizyta zapewne jest nieunikniona - dodał sędzia w rozmowie z Onetem.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.