W dotąd spokojnej wsi Stęszew oddalonej o około 30 km od Poznania na początku czerwca doszło do prawdziwej tragedii. W jednym z domostw znaleziono bowiem trzy ciała. Policja bardzo szybko ustaliła, że 52-letnia Marzena i jej 54-letni mąż Maciej zostali zamordowani. Ich 29-letni syn Bartosz W. miał natomiast popełnić samobójstwo.
Sprawa jest bardzo tajemnicza, ponieważ jak wspominali ich sąsiedzi, żyli oni biednie, choć nie było słychać tam awantur. Problemem mogły być jednak długi, które dodatkowo potęgował brak pracy 52-letniej Marzeny, która miała być zwalniana z każdej pracy za kradzieże.
Z tego powodu Maciej i Bartosz mieli ciężko pracować przy układaniu chodnika.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Myślę, że to mogła być ta iskra zapalna. Może Bartek przyszedł do domu głodny, matka nie miała co do garnka włożyć, ojciec się w to włączył i skończyło się, jak się skończyło. Tak przypuszczam. — mówi w rozmowie z "Faktem" pan Feliks.
Sąsiedzi opowiadają o kulisach zbrodni w Stęszewie
Policja podejrzewa, że sprawcą całego zajścia był właśnie Bartosz W. Przemawiają za tym m.in. drzwi, które były zamknięte od środka. Jak jednak wskazują mieszkańcy, mężczyzna był dobrym człowiekiem, choć zamkniętym w sobie. Opowiedzieli także o pewnym starciu z jego matką.
Zawsze pomocny, grzeczny, ale zamknięty w sobie, jakby wszystko w sobie dusił. Kiedyś Marzena wołała od niego pieniądze, a on się zdenerwował i odpowiedział jej: "A co ty będziesz z tymi pieniędzmi robić?" - zdradziła pani Barbara dziennikowi "Głos Wielkopolski"
To co się powtarza, to że zamordowana Marzenia miała mieć ogromne problemy z pieniędzmi. Były one do tego stopnia duże, że poza licznymi długami, musiała ona odsiedzieć także około 5 miesięcy w więzieniu.