Na półmetku wakacji w mediach społecznościowych pojawiło się wiele nagrań i zdjęć, dokumentujących to, co dzieje się na górskich szlakach. Okazało się, że dostanie się na szczyt wymaga ogromnej cierpliwości — turyści informowali, że trzeba zaczekać godzinę albo i dłużej.
W związku z tym ratownicy górscy przypominali, że sama cierpliwość nie wystarczy, a w drodze na szczyt nie można zapominać także o zdrowym rozsądku i realistycznej ocenie swoich umiejętności.
Choć wypadki nie zdarzają się często, biorąc pod uwagę skalę odwiedzin, wielu tragicznych zdarzeń można by uniknąć, pamiętając o odpowiednim przygotowaniu, m.in. o zabraniu ze sobą kasku, który ochroni głowę przed spadającymi kamieniami czy odłamkami skał.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
O tym, jak istotne jest założenie kasku, przypomniano na profilu Tatromaniak. — Przy oglądaniu wrzuconego dzisiaj filmu z tłumami w Tatrach narzuca się jedna myśl: to jest przerażające jak mała część turystów w eksponowanym terenie ma na głowie kask — podkreślono.
Przy tej liczbie ludzi poruszających się powyżej Was prawdopodobieństwo, że ktoś strąci jakiś kamień, jest bardzo wysokie. Taki kamień nabiera dużej prędkości i jeśli Was trafi, będzie bardzo źle. Ludzie drodzy, głowę mamy jedną, życie mamy jedno. Nie lubię nadużywać słowa głupota, ale pakowanie się latem na Zawrat, Kozią Przełęcz, Świnicę od Zawratu, Orlą Perć, Mięguszowiecką Przełęcz pod Chłopkiem czy Rysy bez kasku to co najmniej mocne igranie z losem! — czytamy w poście, który powstał pod koniec lipca.
Niebezpiecznie na szlaku. "To była ważna lekcja"
Pani Marta osobiście przekonała się o tym, że góry uczą rozsądku i pokory. W rozmowie z "Faktem" turystka opowiedziała o tym, co ją spotkało. Jak sama przyznała, była to "ważna lekcja".
— Nie wiedzieliśmy, że ten szlak jest aż tak wymagający. Trudności zaczęły się, gdy okazało się, że dalsza droga wymaga asekuracji przy łańcuchach. Okazały się one bardzo śliskie, co niezwykle utrudniało bezpieczną drogę. Ręce po prostu się na nich ślizgały i wiedziałam, że gdybym straciła równowagę, to nie utrzymałabym się na łańcuchach — relacjonuje turystka.
Pojawiła się wtedy chwila zawahania i strachu... Tym bardziej że mężczyzna przed nami, który również nie miała kasku na głowie, rozciął ją sobie o skały. Udało nam się wejść na szczyt, ale spokój poczułam dopiero na dole. To była dla nas ważna lekcja. Nawet na taki szlak potrzebny jest kask, rękawiczki i uprząż — podkreśla pani Marta w rozmowie z "Faktem".