Sprawę opisała "Gazeta Wyborcza". Tata pani Magdaleny zmarł 27 listopada. - Chorował, ale nic nie wskazywało na to, że odejdzie od nas tak szybko. W ciągu kilku dni już go z nami nie było - opowiada kobieta.
Córki zmarłego zajęły się przygotowaniem pogrzebu. - 29 listopada po wizycie w zakładzie pogrzebowym pojechałyśmy na cmentarz na spotkanie z grabarzem - relacjonuje pani Magdalena w rozmowie z "GW". Mężczyzna zrobił zdjęcia grobu, w którym miała spocząć urna z prochami zmarłego. Uzgodniono też szczegóły ceremonii. Pani Magdalena podkreśla, że za zdjęcie płyty trzeba było zapłacić dodatkowo.
Dziś żałuję, że w dniu pogrzebu taty nie poszłam zobaczyć, jak przygotowane jest miejsce pochówku. Ale z daleka widziałam namiot, więc do głowy mi nie przyszło, że może dojść do takiej sytuacji - mówi pani Magdalena w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Czytaj także: Zbudował elektrownię. Grozi mu do 10 lat więzienia
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pogrzeb odbywał się w starszej części cmentarza, przez co żałobnicy stali między grobami, tam, gdzie było trochę miejsca. - My stanęłyśmy w taki sposób, że nie widziałyśmy grobów z przodu. Z przodu stał ksiądz proboszcz, który prowadził ceremonię. On widział tabliczki z nazwiskami na grobie. Nie wiem, jak mógł nie zauważyć pomyłki - mówi pani Magdalena cyt. przez "GW".
W trakcie pogrzebu, gdy urna już była w grobie jedna z krewnych zmarłego zorientowała się, że tata pani Magdaleny jest chowany do niewłaściwego grobu.
Jak ustaliła "Gazeta Wyborcza" ksiądz wiedział o pomyłce, mimo to zakończył uroczystości ostatniego pożegnania. - Na innych pogrzebach było tak, że można pod koniec podejść do grobu, rzucić ziemię i pożegnać się ze zmarłym. Ale ksiądz tę część pominął, szybko zakończył pogrzeb i zaraz potem poszedł na kolejny - relacjonuje pani Magdalena.
Córki zmarłego natychmiast zadzwoniły do grabarza, który już wiedział co się stało. Mężczyzna od razu chciał wykopać urnę i przenieść ją do grobu obok. Kobiety chciały jednak, by ksiądz poświęcił właściwy pochówek ojca.
I chyba najgorsze było właśnie to, co zrobił ksiądz. Przyszedł do nas i rzucił żartem: "cieszmy się, że to nie była trumna"… - opowiada pani Magdalena w rozmowie z "Gazetą Wyborczą".
Proboszcz został zapytany przez dziennikarkę "GW" czy w trakcie pogrzebu nie zauważył innego nazwiska na nagrobku. - Jak pani sobie to wyobraża? Ksiądz ma za dużo na głowie, by jeszcze takie rzeczy kontrolować. Ksiądz przychodzi, odprawia i już - odpowiedział.
Jak sprawę komentuje diecezja świdnicka?
Jest nam niezmiernie przykro, że w tak trudnych dla rodziny okolicznościach, jaką jest śmierć bliskiej osoby, doszło do pomyłki w przygotowaniu miejsca pochówku. Warto podkreślić, że sytuacja została bardzo szybko wyjaśniona przez proboszcza, który jednocześnie przeprosił za błąd pracownika. Zwrócił też rodzinie poniesione koszty i pomógł w organizacji ceremonii w dogodnym czasie - komentuje ksiądz rzecznik Przemysław Pojasek w rozmowie z "GW".