Na pierwszy rzut oka, szkolenie w Zawiszy Bydgoszcz wygląda bardzo dobrze. Klub regularnie w mediach społecznościowych chwali się wynikami grup młodzieżowych, które często biorą udział w różnego rodzaju turniejach. Znana marka z pewnością przyciąga adeptów piłki nożnej i ich rodziców.
Pojawiają się jednak problemy, które opisuje "Gazeta Wyborcza". Chodzi o pewnego trenera, który zajmuje się dwoma rocznikami: 2010 oraz 2014.
Jak czytamy, krótko po zatrudnieniu szkoleniowca, do prezesa Zawiszy Krzysztofa Bessa zgłaszali się pierwsi rodzice, informując o niewłaściwym zachowaniu trenera - szarpaniu i krzyczeniu na ich ośmioletniego syna.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Podczas ponadpółtoragodzinnego treningu ośmiolatek prosi trenera o skorzystanie z toalety. Co słyszy w odpowiedzi? "Nie ma mowy, sikaj tutaj, będziesz grał w zasikanych majtkach - opisują dziennikarze jedną z historii.
Po tej sytuacji wśród rodziców zawrzało. Wielu chłopców z tego rocznika przestało chodzić na treningi, gdyż gra zwyczajnie przestała sprawiać im przyjemność. Sam trener broni się tym, że zarzuty w jego kierunku są wyssane z palca.
Nie zwracałem się wulgarnie do dzieci, a jak muszą iść za potrzebą, to mogły iść najszybciej, jak to było możliwe. Nie używałem stwierdzenia, że mają sikać w majtki - przyznał.
Czytaj także: Pawłowicz wybuchła. Mówi, co ją spotyka
Rodzice wściekli na trenera. Ma opinię twardego
Trenując młodych adeptów piłki nożnej trzeba mieć nie tylko odpowiednie kwalifikacje, jednak co ważniejsze, odpowiednie podejście do dzieci. Wspomniany trener szczyci się natomiast tym, że sprawuje opiekę nad dziećmi tzw. twardą ręką.
Na Facebooku trener chętnie chwali swoich zawodników, ale tylko jeśli zajmą miejsce na podium. Po przegranych meczach - cisza, jedynie "pogadanka" w szatni w atmosferze lęku. Podobnie z piłkarzami po kontuzjach: kiedy przestają być "użyteczni", trener przestaje się nimi interesować - czytamy.
Czarę goryczy wśród rodziców miała przelać sytuacja z alkoholem. Na jednym ze zdjęć, które dodał w mediach społecznościowych, widać go z butelką... wódki w miejscu pracy.
W Bydgoszczy jest deficyt trenerów. Dlatego lepiej przymknąć oko niż szukać następnego. A młodzi chcą grać w piłkę. Jedni odejdą, inni przyjdą. Interes się kręci - tłumaczy jeden z działaczy.