O tym, że w Hospicjum Świętego Wawrzyńca w Gdyni źle się dzieje, mówiono już w 2023 r., kiedy to dziennikarze Radia Zet ujawnili, że Prokuratura Rejonowa w Pucku wszczęła śledztwo w sprawie nieprawidłowości finansowych w placówce.
"Fakt" dotarł niedawno do osób z bliskiego otoczenia księdza Grzegorza, które przekonywały, że za murami placówki dzieją się skandaliczne rzeczy, które są "tajemnicą poliszynela".
Ks. Grzegorz od prawie 30 lat jednoosobowo zarządza stowarzyszeniem, z którego uczynił sobie prywatny folwark, swoją firmę, swój rodzinny nepotyczny biznes. Członkami stowarzyszenia są m.in: jego mama, wujek, ale także konkubina księdza, która w hospicjum jest zatrudniona, a także jej mama i brat. [...] Wszyscy w hospicjum wiedzą, że ksiądz ma z tą kobietą nastoletnią córkę [...] — przekonywał informator "Faktu".
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Pojawiły się również sugestie, że część darowizn przekazanych placówce, trafiała do kieszeni księdza i jego rodziny.
Duchowny stanowczo zaprzeczył tym oskarżeniom. Powiedział dziennikarce "Faktu", że ma "nie tykać tego tematu" i stwierdził, że "kopanie księży jest w modzie". — To są pomówienia, złośliwości jakiejś osoby — zapewnił ksiądz.
Afera w hospicjum w Gdyni. Ksiądz grozi pracownikom?
Minęło kilka tygodni od nagłośnienia tej sprawy. Teraz okazuje się, że po wybuchu skandalu z ks. Grzegorzem w roli głównej, pracownicy Stowarzyszenia Hospicjum im. św. Wawrzyńca w Gdyni martwią się o swoją przyszłość.
Ksiądz Grzegorz mówi, że w hospicjum jest "ruski szpion" i że jak się dowie, kto wynosi informacje, to tego nie daruje. Mówi to publicznie do wszystkich pracowników — do tych w recepcji i do pań w kuchni, i do personelu. Twierdzi, że nawet po śmierci nie wybaczy temu, kto doniósł do prasy. Wygraża, że jak się dowie, kto to jest, to ta osoba na pewno straci pracę. Mówi, że nawet w grobie nie wybaczy temu, kto chce zniszczyć dorobek jego życia — przekonuje rozmówca "Faktu", który pragnie pozostać anonimowy. To osoba z bliskiego otoczenia księdza.
— Ludzie się boją, bo ksiądz i jego kochanka to ludzie zdolni do wszystkiego. Ona w ostatnich dniach miała napady szału, nie przychodziła do pracy — podkreśla informator dziennika.
Prokuratorskie śledztwo. Trwają przesłuchania
"Fakt" sprawdził również, na jakim etapie jest obecnie postępowanie w tej sprawie. Prokuratura nie chce jednak udzielać szczegółowych informacji.
Postępowanie jest w toku, cały czas wykonujemy czynności dowodowe. Natomiast, w dalszym ciągu postępowanie prowadzone jest w sprawie, a nie przeciwko komukolwiek i nikomu dotąd nie postawiono zarzutów. Dla dobra postępowania i z uwagi na duże zainteresowanie medialne na tym etapie nie mogę udzielić bardziej szczegółowych informacji. Ciężko mi powiedzieć, kiedy postępowanie się zakończy. Nadal trwają przesłuchania — powiedział "Faktowi" prok. Jacek Chmielewski, szef Prokuratury Rejonowej w Pucku.
Przypomnijmy: sprawa zelektryzowała media również dlatego, że mowa o placówce, która cieszyła się powszechnym szacunkiem. Mieszkańcy Gdyni chętnie pomagali hospicjum i wierzyli, że ta pomoc trafi do osób, które najbardziej tego potrzebują. Po pogrzebie Anny Przybylskiej zbierano środki na rzecz domu hospicyjnego dla dzieci Bursztynowa Przystań. Jest ono częścią dużego hospicjum.