Za pośrednictwem mediów społecznościowych muzeum "Górnośląski Park Etnograficzny w Chorzowie" poinformowało, że w miniony weekend doszło do pewnego "bezmyślnego aktu wandalizmu". Na ścianie XIX-wiecznej zabytkowej stodoły w skansenie pojawiły się napisy i rysunki wykonane kolorową kredą.
To akt wandalizmu. Szczęśliwie odwracalny. Niebezpieczeństwo istniało o tyle, że niefachowa czy też niewprawna próba usuwania napisów mogłaby doprowadzić do wtarcia kredy i trwałego zabarwienia drewna - mówi Barbara Klajmon, kierowniczka Działu Obiektów i Zabytków Ruchomych Górnośląskiego Parku Etnograficznego w Chorzowie w rozmowie z Tok FM.
Siłami naszej pracowni rysunki udało się już usunąć. Natomiast łatwo puścić w ruch wyobraźnię i pomyśleć, że gdyby użyto nieco innych materiałów, szkoda mogłaby być nieodwracalna - dodaje.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Jednym z napisów, który przyciąga szczególną uwagę jest ten wykonany biała kredą. Napisano: "Pozdrowienia z Warszawy". Dodamy, że monitoring jednoznacznie nie wskazuje sprawców.
Mamy podejrzenia, natomiast nie jesteśmy w stanie powiedzieć jednoznacznie, kto to zrobił. Widzimy wchodzących do zagrody i wychodzących, natomiast samego momentu powstania napisów nie widać na monitoringu - przekazała Barbara Klajmon w rozmowie z Tok FM.
Czytaj również: "Jesteśmy zdruzgotani". Złodzieje ukradli 6-metrową czaszkę
Kobieta podkreśla, że sprawa została nagłośniona w mediach społecznościowych, ponieważ muzeum chciało uświadomić zwiedzających o możliwych konsekwencjach.
Chodzi nam o uwrażliwienie zwiedzających, że są w otoczeniu zabytkowym i że te obiekty są zabytkami, a zabytków nie niszczymy. To nasze wspólne dziedzictwo. Gdy jest się wśród zabytków, należy pomyśleć, zanim zrealizuje się pierwszy pomysł, który wpadnie do głowy i wydaje się dowcipny - powiedziała.
Głos internautów
Pod wpisem umieszczonym na Facebooku rozbrzmiała prawdziwa burza. Jedni byli zniesmaczeni tym zdarzeniem, inni z kolei uważają, że muzeum przesadza.
"Na szczęście sprawcy się podpisali. Mam nadzieję, że zostaną znalezieni i pociągnięci do odpowiedzialności", "Z tym aktem wandalizmu i dewastacją to lekko przesadziliście. To tylko kreda", "Zaczną od kredy, skończą na sprayu" - pisali.
Znaleźli się też tacy, którzy zaczęli doszukiwać się podpisów w języku ukraińskim. Jednak muzeum zaprzeczyło tym spekulacjom. Podkreśliło, że "wszystkie napisy są po polsku". "Potwierdzamy jako naoczni świadkowie" - napisano.