W sylwestrową noc w sercu Tatr, w Dolinie Pięciu Stawów Polskich, nieznane osoby wypuściły kanonadę fajerwerków. Pokaz odbył się na obszarze chronionym, a jego pomysłodawcy swoim zachowaniem złamali trzy podstawowe zasady obowiązujące w parku narodowym - hałasowanie, płoszenie dzikich zwierząt i przebywanie poza wyznaczonym szlakiem.
Czytaj także: Tragiczny sylwester. Padło aż trzech podopiecznych
Fajerwerki w TPN. Dokąd udał się sprawca?
Do sieci trafiło nagranie ukazujące sztuczne ognie rozświetlające niebo nad doliną, a anonimowa osoba zaproponowała nagrodę pieniężną za wskazanie sprawców. Sprawą zainteresowała się też Straż Tatrzańskiego Parku Narodowego.
Przedstawiciele TPN nadal intensywnie poszukują winowajców, którym grozi surowa kara. Ich zlokalizowanie jednak nie jest łatwe, tym bardziej że nikogo nie złapano na gorącym uczynku, a w nocy z 31 grudnia na 1 stycznia nikt nie wrócił do pobliskiego schroniska od strony Przedniego Stawu, skąd wystrzelono fajerwerki.
Czytaj także: Pokazali, co się działo w Zakopanem. "To ten zakaz?"
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
To nie było tuż przy schronisku, tylko za Przednim Stawem, więc na pewno sprawca zszedł poza szlak. Natomiast jak na razie nie wiadomo, kto to był. Straż Parku na pewno będzie próbowała ustalić personalia tej osoby, aczkolwiek trzeba sobie zdawać sprawę, że nie jest to łatwe - w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" wskazała Paulina Kołodziejska z TPN.
Przedstawiciele Tatrzańskiego Parku Narodowego podkreślają, że zidentyfikowanie i ukaranie sprawców jest dla nich priorytetem. Trwa szczegółowa analiza pozyskanych do tej pory danych.
Ten człowiek mógł wyrządzić ogromną krzywdę tatrzańskim zwierzętom, które taki pokaz fajerwerków wprawia w panikę i naraża na niebezpieczeństwo. Podejrzewam, że zaraz po odpaleniu fajerwerków sprawca zszedł z gór. Nie mamy bowiem żadnych informacji, by pojawił się w schronisku - przekazał w rozmowie z "Gazetą Wyborczą" Szymon Ziobrowski, dyrektor TPN.