W tętniącym życiem mieście Samarinda we wschodnim Kalimantanie w Indonezji, miał miejsce szokujący incydent, który rzucił światło na nielegalny handel egzotycznymi zwierzętami w tym kraju. 27-letni Suprianda zginął w trakcie karmienia tygrysa należącego do jego szefa.
Suprianda poszedł nakarmić tygrysa około 10:30. Gdy po południu wciąż nie było go w domu, poszłam to sprawdzić i znalazłam go leżącego w tygrysiej klatce, całego zakrwawionego - przyznała w rozmowie z "South China Morning Post" żona 27-latka.
Czytaj także: Dlaczego stewardesy siadają na dłoniach? Oto powód
Suprianda przez trzy lata pracował jako opiekun zwierząt dla Andre Sugianto, wpływowego potentata branży drzewnej i właściciela siłowni.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
W wyniku śledztwa, które nastąpiło po incydencie, władze w Indonezji odkryły, że kolekcja egzotycznych zwierząt Sugianto obejmowała także lamparta mglistego z Borneo. Jest to gatunek sklasyfikowany jako bardzo niebezpieczny.
Czytaj także: Totalny armagedon! Załamanie pogody będzie koszmarem
Co grozi właścicielowi tygrysa?
Makabryczny incydent doprowadził do aresztowania Sugianto. Obecnie grozi mu zarzut na podstawie ustawy o ochronie gatunków zagrożonych oraz spowodowanie śmierci przez zaniedbanie.
Jeśli Sugianto zostanie uznany winnym, może mu grozić do pięciu lat więzienia. "Ta sprawa ujawniła mroczne kulisy nielegalnego handlu egzotycznymi zwierzętami w Indonezji" - podkreśla portal bnn.network.
Tygrys i lampart uratowane z rezydencji Sugianto są obecnie oceniane pod kątem ewentualnego wypuszczenia na wolność. Trwają badania DNA mające na celu określenie ich gatunku, co jest kluczowym czynnikiem w postępowaniu sądowym przeciwko Sugianto. Los tych zwierząt wisi teraz na włosku.