Do tragedii doszło 28 lipca. Znany z uprawiania sportów ekstremalnych 30-letni Remi Lucidi zginął po upadku z 68. piętra wieżowca w Hongkongu.
Jak zginął wspinacz?
Jak przekazał dziennik "South China Morning Post" około godziny 18:00 Remi Lucidi dostał się do budynku wieżowca Tregunter Tower. Powiedział, że chce odwiedzić swojego znajomego.
Portier sprawdził, czy taka osoba mieszka w budynku. Zanim zorientował się, że został wprowadzony w błąd, Francuz jechał już windą na 49. piętro budynku. Później po schodach wydostał się na szczyt budynku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Lucidi był po raz ostatni widziany żywy około godz. 19.38. Zastukał w okno penthouse'u. Przestraszył tym pokojówkę, która od razu wezwała obsługę budynku. Z zeznań kobiety wynikało, że Francuz uległ wypadkowi i potrzebował pomocy.
Zanim na miejsce dotarły służby, 30-latek spadł. Funkcjonariusze potwierdzili jedynie jego zgon.
Pojawiło się wiele teorii dotyczących wypadku. Oprócz tej mówiącej o urazie Francuza, często powtarza się, że 30-latek mógł po prostu się ześliznąć z wąskiej powierzchni wieżowca. W rozmowie z "Mirror" przyjaciel Luciciego, również zajmujący się ekstremalną wspinaczką, stanowczo temu zaprzeczył.
Nie zdarza się to często. My tak po prostu nie upadamy. Gdyby mój przyjaciel miał ze sobą partnera, który by go wspierał, nadal by żył. Towarzysz wezwałby pomoc — powiedział "Dakamaru", który nie ujawnia swoich prawdziwych danych.
"Dakamaru" dodał, że na pewnym poziomie poślizgnięcie się jest niemal niemożliwe. Podejrzewa, że Remi utknął za oknem. Musiało to być miejsce, z którego nie mógł wymanewrować. Po dłuższym czasie jednak się zmęczył i spadł.