Mieszkał na łódzkim Polesiu. Zagrał w "totka" z myślą, że tym razem wygra. Jak wspomina tamte lata w rozmowie z FAKT24, wiedział, że trafi "szóstkę", choć wszyscy wkoło wątpili w jego szczęście.
A mnie się śniło, że wygram. Jak mi Bóg miły. Śniły mi się balangi, samochody, kobiety i bogate życie. Miałem taki kolorowy sen i przez cały tydzień chodziłem i czekałem na losowanie. Bo byłem pewien, że wygram. Mówię w domu: "Wygram w totolotka milion". Nikt mi nie wierzył. Kpili: "Wygrasz w totolotka. Akurat" - opowiada Stasiek Melon, który do dzisiaj kojarzony jest w Łodzi jako były milioner, który miał to szczęście i trafił "szóstkę".
Jakie skreślił liczby? Jak mówi - będzie pamiętał je do końca życia. Zdecydował się na skreślenie kolejno: 10, 13, 20, 27, 37, 47.
W dzień losowania ledwie wysiedział przed telewizorem. Kiedy zobaczył, że trafił "szóstkę", omal nie zemdlał z nerwów.
Tak mi serce wtedy waliło jak młotem mówi w rozmowie z FAKT24.
Co zrobił z wygraną? Zaczął, dosłownie, roztrwaniać wszystkie pieniądze. Jak sam przyznał - na ciuchy, kobiety i alkohol.
Jak wygrałem, to zaraz dobre ciuchy, garnitury. Na taksówki wydawałem i na ryby akwariowe. Bo od dziecka mam szmergla na tym punkcie. Ale najważniejsze, że nagle byłem kimś. (...) Z tym melonem w kieszeni to było życie jak w Madrycie. Lubiłem dobre ciuchy, więc koszula, krawat, garnitur. Wsiadałem w tramwaj. Wystrojony jechałem siedemnastą po Obrońców Stalingradu do Nowotki i od Placu Wolności i prosto na Bigiel, czyli pieszo przez Pietrynę. (...) Zawsze z jakąś fajną dziewczyną szedłem i to za każdym razem z inną. To robiło wrażenie - wyznał Melon.
Czytaj także: Egzekucja przez powieszenie. Iran zabił dziennikarza
Dzisiaj, gdyby po raz kolejny przyszło mu wygrać w "totka", pieniądze wydałby m.in. na operację oczu i nowe mieszkanie. Jak widać, marzenia zmieniają się, w zależności od wieku.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.