Koszmar wydarzył się w piątek, 29 kwietnia o godz. 18:00 przy ul. Tkackiej w Kudowie-Zdroju. Zosia udała się na spacer z mamą. Potem wraz z koleżanką weszła na pagórek, z którego wspólnie chciały podziwiać pociągi.
W pewnym momencie z drugiej strony pagórka wyjechała potężna terenówka. Auto wyskoczyło na wzniesieniu, a chwilę później spadło na Zosię. Druga dziewczynka zdołała uciec.
Podbiegłam. Mama kucała przy dziewczynce. Inna pani dzwoniła po pogotowie. Dopóki nie przyjechała karetka, zaczęłyśmy z mamą dziewczynki reanimację. Na miejscu interweniowało też Lotnicze Pogotowie Ratunkowe. Reanimacja trwała około godziny, jednak dziewczynki nie udało się uratować - powiedziała "Faktowi" pani Edyta, świadek tragedii.
Za kierownicą jeepa siedział 23-latek. Rozmówczyni tabloidu spostrzegła, że sam bawił się w tym miejscu, gdy był młodszy. Powinien zatem wiedzieć, że dzieci często się tam pojawiają.
Kudowa-Zdrój. Uciekli z miejsca zdarzenia
Szymon M. i jego pasażer uciekli z miejsca wypadku, ale szybko zostali zatrzymani. "Fakt" ustalił w prokuraturze, że kierowca jeepa usłyszał już zarzut spowodowania wypadku ze skutkiem śmiertelnym i ucieczki z miejsca wypadku.
Pasażer samochodu usłyszał z kolei zarzut nieudzielenia pomocy. Śledczy wystąpili już do sądu z wnioskiem o tymczasowe aresztowanie obu zatrzymanych - donosi dziennik.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.