Andrzej Bator to 60-letni polski artysta, który podbił sceny na całym świecie. Śpiewa od dziecka. Pochodzi z malutkiej miejscowości w woj. lubelskim.
Z moim trio, czyli Bogusią, Darią i Marysią, występowaliśmy na szkolnych apelach i w wiejskiej sali w Bledzewie – wspomina muzyk.
Czytaj też: Powerbank wybuchł. Dziecko straciło palce
Wspólnie wyjeżdżali na konkursy wokalne i zdobywali nagrody. Później w międzyrzeckim ognisku muzycznym uczył się gry na fortepianie i śpiewu. Uczęszczał również na zajęcia do Domu Kultury, dając tam również pierwsze koncerty.
Później uczęszczał do szkoły spożywczej w Nowej Soli. Ale śpiewu nie porzucił... Zaczął dojeżdżać na zajęcia do szkoły muzycznej w Zielonej Górze. Wracał z nich do internatu, niekiedy o pierwszej w nocy.
Wchodziłem przez okno. Albo przez drzwi, ale wtedy musiałem śpiewać portierce pani Irenie Woźniak znane przeboje dla przykładu ,,O sole Mio’’ czy ,,Santa Lucia’’ - wspomina śpiewak.
Później startował do zespołu Mazowsze, w Warszawie. Złośliwi mówili, że jedzie ścierać podłogi po artystach. A on się dostał i w latach 70.występował z zespołem. Stamtąd wspinał się po szczeblach kariery, występując, już solo w La Scali, czy Metropolitan Opera. Dostał wiele nagród i odznaczeń. Jednak wciąż ciągnie go w rodzinne strony.
Jakże miło było zostać Honorowym Obywatelem Bledzewa - mówi wzruszony.
Dziś mieszka w Warszawie, ale jak tylko skończy się pandemia, ma zamiar odwiedzić rodzinne strony. A jak skończy karierę - pracować z lubelską młodzieżą.Czytaj też: Koszmar na wsi. Syn zabił ojca, matka zacierała ślady