Do zdarzenia doszło w czwartek w gminie Trzeszczany (woj. lubelskie). Po godz. 13 do Józefina wróciła szkolnym autobusem 10-letnia córka pani Anety. Godzinę później do domu miał wrócić jej młodszy brat. Na przystanku czekała na niego babcia, jednak autobus nie zatrzymał się i chłopiec nie wrócił do domu.
Pani Aneta natychmiast poszła szukać syna. Na przystanku zauważyła opiekuna ze szkolnego autobusu, który przyjechał swoim autem i szukał chłopca. Okazało się, że 7-latek wysiadł w Majdanie Wielkim, kilka kilometrów od domu.
Myślałam, że zawału dostanę, jak mi opiekun powiedział, że chyba syna zgubili, bo wysiadł ze szkolnego autobusu nie tam, gdzie powinien. Ale ten pan był chyba jeszcze bardziej przerażony niż ja. Kiedy pojechaliśmy szukać chłopca, to powiedział, że coś sobie zrobi, jeśli syn się nie odnajdzie. Bardzo to przeżywał – powiedziała matka chłopca w rozmowie z "Dziennikiem Wschodnim".
Tylko w czwartki ma lekcje dłużej i wraca sam, bez siostry. Jest najmłodszy w tej grupie. Na dodatek jest cichym dzieckiem, pewnie nie mówił, że chce wysiąść. A w autobusie nie było opiekunki, która zna dzieci – dodała.
Zaginięcie 7-latka. 35 funkcjonariuszy w akcji
O zaginięciu chłopca powiadomiono policję. Natychmiast rozpoczęto poszukiwania, w których wzięło udział 25 funkcjonariuszy straży pożarnej, 8 policjantów i 2 funkcjonariuszy straży granicznej.
Cała akcja trwała ok. 30 minut. Na szczęście chłopiec się odnalazł. Bardzo rozsądnie poszedł polami do najbliższych zabudowań i poprosił o pomoc. Mężczyzna, którego spotkał, odwiózł go do domu. Policjanci mają sprawdzić, czy nie doszło do zaniedbania ze strony osoby sprawującej opiekę nad dziećmi w autobusie szkolnym.
Zobacz także: Poszukiwana 4-latka z Australii odnaleziona. Policja zatrzymała podejrzanego o uprowadzenie
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.