W "Tygodniku Podhalańskim" opublikowano zdjęcie śmigłowca Bell 427, który stoi na parkingu przed "Restauracją Giewont" w okolicach Zakopanego. Fotografia wzbudziła ogromne zainteresowanie internautów. Niektórzy dziwili się, że bogaci Polacy pozwalają sobie na przelot śmigłowcem tylko po to, żeby zjeść kolację.
Okazuje się, że ktoś już przebił ekstrawagancję właściciela lekkiej maszyny lotniczej. Kilka dni temu do Jurgowa w gminie Bukowina Tatrzańska przyleciał właściciel helikoptera, który chciał zrobić zakupy. Mężczyzna odleciał z reklamówką pstrągów.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy siadał na pobliskiej łące, to aż się szyby w oknach trzęsły. Ze środka wyszedł mężczyzna i poszedł do mojego sąsiada, który prowadzi w Jurgowie hodowle pstrągów. I proszę mi uwierzyć, że pilot po kilku minutach wyszedł od sąsiada z reklamówką ryb i odleciał. Czyli on przyleciał w góry tylko po ryby, które mogły być warte może 100-150 zł. A na samo paliwo do helikoptera wydał pewnie kilka tysięcy. To się nazywa mieć fantazję - tak w rozmowie z "Onetem" opisuje zdarzenie kobieta, która była jego świadkiem.
Mieszkanka Podhala zauważa, że ryby u jej sąsiada słyną z bardzo dobrego smaku, ale nie na tyle, żeby "ktoś przyleciał po nie specjalnie maszyną za ponad 3 mln zł". Tyle warty jest Eurocopter EC135, śmigłowiec, który przyleciał po ryby.
Nie ukrywam, byłem trochę zszokowany, gdy kilkanaście minut przed lądowaniem pilot tego śmigłowca do mnie zadzwonił i zapytał, czy może "usiąść" na mojej działce. Zgodziłem się, więc po chwili przylecieli ci państwo. Byli bardzo sympatyczni. Ponoć są fanami moich ryb, odwiedzali mnie już latem, ale samochodem. Teraz przylecieli śmigłowcem. Mają wpadać częściej. Miło - powiedział "Onetowi" Bartłomiej Machaj, właściciel gospodarstwa rybnego w Jurgowie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.