50-letnia Sharon Fielding została znaleziona martwa 15 września podczas dwutygodniowych wakacji w Nerja w Andaluzji. Córka Jamielee Fielding z Livingston dostała informację z Hiszpanii, że jej mama upadła na ulicę i zmarła z powodu urazu głowy.
Czytaj także: Żona ministra PiS ubrała się tak na plażę. Szczęka opada
Nie mogłam w to uwierzyć, kiedy otrzymałem telefon z informacją, że moja mama zmarła - powiedziała w rozmowie z "Daily Record".
Jamielee nie mogła jednak zrozumieć faktu, że w akcie zgonu wykazano, że jej mama zmarła z powodu obrzęku płuc, stanu spowodowanego nadmiarem płynu w płucach. Wcześniej sugerowano śmierć z powodu urazu głowy.
Chciałam tam jak najszybciej dotrzeć, a kiedy to zrobiłam, spotkałam się z zakładem pogrzebowym. Potem poszliśmy do sądu po akt zgonu i okazało się, że mama zmarła na obrzęk płuc. Byłam mocno zdezorientowana, jak otrzymaliśmy dwie różne historie - dodaje.
Oprócz dwóch różnych przyczyn śmierci, Jamelee nie ma pojęcia, kiedy ostatnio widziano jej mamę. Nie wiadomo jak znalazła się w miejscu, w którym ją znaleziono, czyli około 43 minuty spacerem od hotelu. Córka sugeruje, że policja w ogóle nie prowadziła śledztwa, uznając śmierć turystki za wypadek.
Policja coś ukrywa?
Jamielee nie może pozbyć się wrażenia, że wydarzyło się coś złego, ale twierdzi, że lokalne służby nie były pomocne. - Hiszpańska policja całkowicie mnie zlekceważyła. Traktowali mnie jak natręta - powiedziała.
Zwłoki 50-latki zostały już sprowadzone do Szkocji. Sprawa została skierowana do COPFS przez Służbę Rewizji Poświadczeń Zgonów.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.