Obrońcy praw człowieka donoszą o kolejnej śmierci więźnia politycznego na Białorusi. Tym razem chodzi o 22-letniego Rosjanina Dmitrija Szletgauera, który na początku października trafił do kolonii karnej w Mohylewie tuż przy granicy z Rosją.
Szletgauer mieszkał na Białorusi na podstawie karty pobytu. Latem tego roku skazano go na 12 lat ciężkiej kolonii karnej za szpiegostwo i działalność ekstremistyczną - donosi portal Biełsat.
Rodzina miała ujawnić, że w karcie zakładu karnego widnieje "uduszenie mechaniczne" jako przyczyna zgonu. Portal Biełsat przypomina, że może to sugerować uduszenie w wyniku samobójstwa, zabójstwa lub nieszczęśliwego wypadku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Kierownictwo kolonii karnej nie poinformowało rodziny Dmitrija, co dokładnie się z nim stało - cytuje bliskich zmarłego portal. Rodzina utrzymywała kontakt z więźniem, żona odwiedzała go w areszcie śledczym. 22-latkowi urodził się syn.
Czytaj więcej: "To jest skandal". Lech Wałęsa grzmi po wyborach w USA
Rodzina Dmitrija uważa, że nie planował skończyć ze sobą. Zgodnie z ich słowami, był bardzo zasmucony tym, co się z nim stało, ale nie na tyle, by być gotowym na samobójstwo - dodaje Biełsat.
Szletgauer już w areszcie śledczym miał kompletować papierosy, cukier, herbatę i kawę, ponieważ uważał, że te produkty najbardziej mu się przydadzą w łagrze. Zamierzał również napisać prośbę o ułaskawienie do samego Łukaszenki. Z nieznanych powodów miał zostać przeniesiony do karceru. Zgon miał nastąpić 12 października. Media poinformowano w listopadzie.
Biełsat twierdzi, że to czwarta śmierć więźnia politycznego na Białorusi w tym roku. Wcześniej z nieznanych przyczyn zmarł Alaksandr Kulinicz, aktywista Ihar Lednik w wyniku problemów z sercem (obaj skazani za znieważenie Łukaszenki) oraz na zapalenie płuc 50-letni Wadzim Chraśko, skazany za darowizny na rzecz przeciwników reżimu. Według "Wiasny", organizacji broniącej praw człowieka w Białorusi, zgonów było nawet siedem.