Donald Trump przyjął prezesa przedsiębiorstwa MyPillow w Białym Domu. Mike Lindell nie przyszedł na rozmowę z pustymi rękami. Przyniósł notatki od prawników, które – jak twierdzi – mają pomóc Trumpowi utrzymać władzę w Stanach Zjednoczonych.
Tajemnicze notatki. Wzmianka o stanie wojennym
Jak dostrzegli dziennikarze, w papierach trzymanych w ręku przez Mike'a Lindella znalazła się wzmianka na temat prawnik Sidney Powell. Zajmująca się teoriami spiskowymi adwokat miała swego czasu dosotać pracę w Białym Domu. Później jednak Donald Trump rozmyślił się w tej sprawie.
Inny wycinek z notatek uchwyconych na zdjęciach wskazuje, że Mike Lindell sugerował Trumpowi przeniesienie Kasha Patela. Obecnie pełni on funkcję szefa Departamentu Obrony. Według przyniesionych zapisków miałby trafić do CIA.
Największą uwagę przykuwa jednak fragment dotyczący wprowadzenia "w razie potrzeby" stanu wojennego. Powołując się na Ustawę Powstańczą z 1807 roku, amerykański prezydent mógłby wyprowadzić na ulice wojsko. Przepis zakłada, że można zrobić to w przypadku, gdy w kraju wybuchnie zbrojne powstanie.
Przyniósł notatki od prawnika. "To coś, co pomoże Amerykanom"
Dziennikarze "New York Timesa" skontaktowali się z Lindellem telefonicznie, pytając go o treść przyniesionych na spotkanie z Trumpem dokumentów. Biznesmen stwierdził, że miał przy sobie notatki sporządzone przez prawnika, które dowodzą, że to Trump wygrał wybory prezydenckie w 2020 roku. Lindell nie ujawnił nazwiska prawnika, który sporządził dokumenty.
Adwokat powiedział, że mogę przynieść prezydentowi te notatki. To coś, co pomoże Amerykanom – powiedział przedsiębiorca, cytowany przez "NY Timesa".
Według źródeł w Białym Domu spotkanie z prezydentem miało trwać nie dłużej niż 10 minut. Lindellowi polecono, aby porozmawiał z doradcą ds. bezpieczeństwa narodowego Robertem O’Brienem. Ten skierował go z kolei do biura prawnika Białego Domu, Pata Cipollone'a.
Mike Lindell pokazał urzędnikom przyniesione przez siebie dokumenty. Jak twierdzi, mieli oni jednak nie być nimi szczególnie zainteresowani. W związku z tym biznesmen opuścił Biały Dom.
Przedsiębiorca twierdzi, że przyniesione przez niego dokumenty nie zawierały słów o stanie wojennym. Amerykańscy komentatorzy podkreślają jednak, że zdjęcia wskazują na coś innego. Lindell nazwał takie stwierdzenia "fake newsami".
Ostatni sojusznik Trumpa. Pozostał z nim mimo zamieszek
Mike Lindell jest jednym z nielicznych biznesmenów, którzy nie odwrócili się od Donalda Trumpa po zamieszkach na Kapitolu 6 stycznia, w których zginęło 5 osób. Przedsiębiorca pojawił się w konserwatywnej telewizji Newsmax jeszcze w dniu tego incydentu. Stwierdził wtedy, że zdarzenia w Waszyngtonie zostały zainicjowane przez członków Antify, którzy udawali zwolenników Trumpa, by wywołać chaos.
Czytaj także: Dał miliony Trumpowi. Nie żyje Sheldon Adelson
Obejrzyj także: Zamieszki na Kapitolu. Trump w końcu zabrał głos
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.