Rodzina Moniki Wilgorskiej-Stanewicz jest zrozpaczona. Od 9 lipca, gdy wyszła ze swojego domu, nie dała żadnych oznak życia. Wtedy właśnie wyruszyła w podróż do swojej rodziny, która mieszka na północy Polski. Nigdy jednak do niej nie dotarła.
Najbliżsi są przekonani, że z tajemniczym zniknięciem kobiety związany jest jej partner Mariusz Pikuła. 39-latek postanowił przerwać milczenie, bo ma już dość zarzutów.
Siostra Moniki dręczy mnie oskarżającymi SMS-ami, nie mam z tym nic wspólnego. Rozstawaliśmy się nieraz, takie sytuacje zdarzają się w każdym związku. Monika chciała do mnie wrócić, mieliśmy zacząć wszystko od nowa - powiedział w rozmowie z "Faktem" i dodał, że jest teraz "wrakiem człowieka".
Ostatni kontakt
Wilgorska-Stanewicz po raz ostatni miała kontakt właśnie z Pikułą. Kilka dni później przedsiębiorca został zatrzymany przez policję, ale brakowało dowodów na jego winę. Nagrania z monitoringu potwierdziły, w momencie zaginięcia kobiety przebywał w swoim domu.
Zatankowałem jej samochód na stacji benzynowej w Zawierciu, dałem jej pieniądze na drogę. Rozstaliśmy się na drodze. 1,5 km przed domem w Jaworzniku. Zdecydowałem, że będę szedł pieszo. Monika miała jeszcze pozałatwiać swoje sprawy - mówi Pikuła w rozmowie z "Faktem".
Policja zamierza poddać biznesmena badaniu wariografem. Zgodnie z obowiązującymi przepisami i orzecznictwem Sądu Najwyższego wariograf może być pomocniczo wykorzystywany w postępowaniach prowadzonych przez prokuraturę i sądy. Nie może być jednak głównym dowodem w sprawie.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.