Tomasz Walentek był polskim zawodnikiem MMA. Sportowiec postanowił zaangażować się w obronę Ukrainy przed rosyjskimi żołnierzami. Walczył w Legionie Międzynarodowym. Walentek był nie tylko zawodnikiem MMA, ale również ratownikiem medycznym i weteranem z Kosowa oraz Afganistanu.
Jego śmierć na froncie potwierdzono m.in. na profilu MMA Małopolska. "Z olbrzymim smutkiem przyjęliśmy informację o śmierci Tomka, który jako polski ochotnik walczył w międzynarodowym legionie obrony Ukrainy i tam też poległ. Tomek brał udział i zwyciężył w Drugich Mistrzostwach MMA zorganizowanych w Gliwicach" - napisano na Instagramie.
Polak był członkiem oddziału, który powstał trzy dni po ataku Rosjan na Ukrainę. Tworzą go ochotnicy z 55 krajów, m.in. ze Stanów Zjednoczonych, Wielkiej Brytanii, Polski czy Kanady.
Tak wygląda grób polskiego bojownika
Śmierć Walentka wstrząsnęła wieloma osobami. Na Facebooku pożegnał go Leszek Dobrzyński, szczeciński poseł na Sejm RP. "Zginął za wolność waszą i naszą w walce z rosyjską agresją. Kilka dni temu odbył się jego pogrzeb" - napisał polityk PiS, pokazując jednocześnie zdjęcie grobu Polaka.
Trzeba przyznać, że widok chwyta za serce. Na grobie, który dosłownie utonął w kwiatach i wieńcach położono zdjęcie zmarłego wojownika.
Pożegnano wojownika. Bohatera Polski i Ukrainy, który poświęcił życie, by inni mogli żyć. "Śpij kolego w ciemnym grobie, Niech się Polska przyśni Tobie" - pisał zaś przyjaciel zmarłego ochotnika w dniu pogrzebu, który odbył się kilka dni temu.
Taki był Tomasz Walentek
Po śmierci Tomasza Walentka głos zabrał jego trener MMA Piotr Jeleniewski.
Wygrana w Gliwicach [w mistrzostwach MMA] była spełnieniem jego ogromnego marzenia, to było dla niego bardzo ważne. Tomek był skromnym, spokojnym kolegą z maty, dobrym człowiekiem i twardym facetem. Niewiele osób wiedziało, z czym mierzył się sam i jaka była jego trudna historia żołnierza, rannego weterana. Wybrał drogę i odszedł, wierząc głęboko w zasadność swojej decyzji - powiedział, cytowany przez MMA Małopolska.
Walentek na wojnę w Ukrainie pojechał jako wolontariusz. Sprzęt kupił za własne pieniądze. Na miejscu czasem nie miał co jeść. Z relacji, które pojawiły się w sieci, wynika, że wiedział, iż może nie wrócić do kraju...
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.