Australia z koronawirusem wygrała już dawno. Druga fala w tym kraju nie była aż tak dotkliwa jak w Europie. Wszystko to dzięki rygorystycznemu lockdownowi, szeroko zakrojonym testom i dokładnemu śledzeniu kontaktów osób zakażonych. Na południu o COVID-19 zapomniano już w kwietniu.
Niestety w środę podjęto decyzję o zamknięciu jednego ze stanów. Epidemia wróciła, a winny jest jej pracownik pizzerii. Gdy wykryto u niego zakażenie, okłamał policję, że w lokalu tylko kupował pizzę. Okazało się, że cały czas tam pracował.
Powiedzieć, że się wkurzam, to mało powiedziane. Jesteśmy absolutnie wściekli działaniami tej osoby i będziemy bardzo uważnie przyglądać się, jakie będą to konsekwencje - powiedział mediom premier stanu Steven Marshall w piątek.
Ta dezinformacja wzbudziła niepokój w lekarzach. Doszli do wniosku, że skoro mężczyzna zaraził się podczas krótkiego pobytu w lokalu, szczep wirusa musi być agresywny i bardzo zaraźliwy. Pojawiła się obawa przed kolejną niebezpieczną mutacją.
Gdyby ta osoba była szczera wobec zespołów zajmujących się śledzeniem kontaktów, nie doszlibyśmy do sześciodniowej blokady - mówi premier Marshall.
W środę w stanie Południowej Australii zanotowano 36 nowych przypadków koronawirusa. To pierwsze zakażenia w tym miejscu od kwietnia. Sąsiedni stan Wiktoria zwalczył już drugą falę i od 21 dni cieszy się brakiem zakażeń COVID-19.