Nie ma dnia, by w mediach społecznościowych nie pojawiły się nowe fotografie czy nagrania, na których widać czołgi, samoloty, a także kolejne "zmiany na pozycjach" rosyjskich wojsk. Ostatnie dwa dni to prawdziwy zalew takich materiałów.
Dlaczego Rosjanie pozwalają Zachodowi "zobaczyć" aż tyle? Czemu, przygotowując się do ewentualnego konfliktu z Ukrainą, tracili na rzecz Zachodu element zaskoczenia strategicznego i sami pokazywali, jaki sprzęt jest gromadzony w konkretnych miejscach?
Jedną z osób, które przodowały w udostępnianiu tego typu materiałów, był Igor Girkin. Były głównodowodzący prorosyjskich separatystów z Doniecka - a de facto pułkownik rosyjskiego wywiadu wojskowego - z upodobaniem zamieszczał w mediach społecznościowych filmy z przemieszczania rosyjskich kolumn pancernych przy pomocy transportu kolejowego. Podawał też dokładne lokalizacje, gdzie nagrano dany film.
"Amerykanie zepchnęli Rosjan do defensywy"
Wszystko to może składać się na tzw. PsyOps, czyli operacje oddziaływania psychologicznego. Celem takich działań jest wpłynięcie na morale odbiorcy w taki sposób, by postępował zgodnie z życzeniem osoby wywierającej wpływ. W arsenale PsyOps są działania propagandowe, dezinformacja czy misinformacje, będące (w uproszczeniu) podawaniem częściowo prawdziwej informacji w określonym kontekście.
Rosjanie zawsze stosowali działania w sferze psychologicznej. To raz. Dwa: dziś takie rzeczy, jak np. ruchy wojsk, o wiele łatwiej uwiecznić, nagrać telefonem grupę śmigłowców i wrzucić do internetu, pokazać zdjęcia satelitarne, na których widać rosyjskie wojska szykujące się - załóżmy - do działań ofensywnych - mówi o2.pl prof. Daniel Boćkowski z Zakładu Socjologii Polityki i Bezpieczeństwa Uniwersytetu w Białymstoku.
Takim działaniem może być także publikowanie ogromnej ilości materiałów wskazujących na nieuchronność konfliktu.
Oddziaływanie na emocje. Wywołanie wrażenia, że konflikt jest nieuchronny, że musi do niego dojść. I ma to charakter masowy - na dużą skalę, w wielu miejscach, przez cały czas. Ile w tym fejków - nie wiadomo, ale takie postępowanie ma oddziaływać na emocje, pobudzać do komentowania, podawania dalej, poszerzać zasięg informacji. Z jednym zastrzeżeniem: jest komplementarne z twardymi danymi - zdjęciami satelitarnymi, informacjami wywiadowczymi itp. - mówi o2.pl były oficer wywiadu.
Czytaj też: Rosja wycofuje wojska? Szybka reakcja Ukrainy
Do takich działań, choć subtelniejszych, ucieka się także Zachód. Dobrym przykładem jest tu komunikacja prowadzona przez USA czy NATO. Kategoryczne osądy, konkretne oceny, np. podawanie terminu potencjalnego ataku rosyjskiego. Wszystko to jest również działaniem psychologicznym, mającym wyprzedzać działania rosyjskie.
O tym mówi także cytowany wyżej prof. Boćkowski. Dodaje również, że pierwszy raz podobne zabiegi zastosował na tak szeroką skalę Zachód. Co dowodzi, że po kryzysie gruzińskim sprzed 14 lat czy ataku na wschodnią Ukrainę w 2014 r. Rosjanie zaczynają być atakowani ich własną bronią. I nie bardzo potrafią się temu przeciwstawić.
Amerykanie pierwszy raz od dawna zepchnęli Rosjan do defensywy. Pierwszy raz zmusili też Rosjan do dementowania przekazywanych informacji. Bardzo dobrze, że NATO i Europa sięgnęły po takie działania, bo wytrącili Rosjanom broń z ręki lub co najmniej bardzo mocno ograniczyli sposób użycia tej broni. Rosja chyba nie była gotowa na taką ilość przecieków, zawsze wydawało się Rosjanom, że to oni mają przewagę informacyjną. Zaskakiwać może jednak skala wykorzystania takich działań. Widać to np. po wywiadzie rosyjskiego ambasadora, który powiedział w rozmowie ze szwedzkim dziennikiem "Aftonbladet", że "Rosja ma w d...e zachodnie sankcje" i musiał działać reaktywnie - przekonuje wykładowca.
Podobnie jest z działaniami bardziej wojskowymi. Nad Ukrainą od tygodni pojawiają się rozpoznawcze samoloty i drony rozpoznawcze. Przekazują niemal na bieżąco ruchy rosyjskich wojsk, stanowiąc wsparcie informacyjne dla Ukrainy oraz NATO.
Rosja: część wojska wróci do swoich baz
We wtorek rosyjskie ministerstwo obrony poinformowało, że część wojska stacjonującego przy ukraińskiej granicy jeszcze dzisiaj zacznie wracać do swoich baz. Na te doniesienia szybko zareagowało ukraińskie MSZ, żądając dowodów na wycofywanie sił zbrojnych Rosji. - Uwierzymy, kiedy zobaczymy dowody - skomentował szef resortu Dmytro Kuleba.