Personel hotelu wyraził ubolewanie z powodu zaistniałej sytuacji, a jego pracownicy podkreślili, że solidaryzują się z rodzinami zmarłych.
Według relacji ośrodka, pomimo wywieszenia czerwonej flagi, "kilkoro gości weszło do wody i zostało porwanych przez prąd". Personel hotelowy zapewnia, że od razu po zauważeniu sytuacji pracownicy ruszyli na ratunek. Na miejsce wezwano także zespół medyczny w celu udzielenia pierwszej pomocy.
Niestety trzy osoby zmarły po przewiezieniu do centrum medycznego - przekazał hotel w opublikowanym oświadczeniu.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Udało się natomiast ocalić trzy inne osoby, których stan jest określany jako stabilny.
Będziemy nadal robić wszystko, co w ludzkiej mocy, aby wspierać rodziny osób dotkniętych tym problemem, oferując naszą bezwarunkową współpracę w tym smutnym czasie - dodali przedstawiciele hotelu.
Czytaj także: Wypadek i wybuch cysterny. Ponad 80 ofiar
Polacy przekroczyli granicę bezpieczeństwa
Turyści mieli nie tylko wejść do wody, mimo czerwonej flagi, ale także oddalić się od brzegu.
Z dotychczasowych ustaleń wynika, że turyści przekroczyli granicę bezpieczeństwa (wyznaczoną przez boje - red.) na plaży i zostali wciągnięci głębiej przez silne prądy, spotęgowane przez nietypowo wysokie fale - przekazał "El Nuevo Diario".
Z początku mówiono o śmierci dwóch osób - 52-letniej kobiety i 47-letniego mężczyzny. Trzeci mężczyzna był poszukiwany. Ostatecznie jego ciało wydobyto z oceanu na plaży Arena Gorda w miejscowości Bavaro na przylądku Punta Cana.
Śmierć 47-letniego Marcina Ch., 52-letniej Sylwi A. i Jakuba P. potwierdziło polskie MSZ. Jak ustalił "Fakt", byli oni na wyjeździe, który miał się zakończyć 21 stycznia. Wszyscy przebywali w 5-gwiazdowym hotelu Riu Palace Punta Cana (ok. 8 tys. złotych za tydzień od osoby). Utonęła jeszcze czwarta osoba, 67-letni, Nelzon Nuñes R., obywatel Portugalii.
Czytaj także: Dramat na stoku. Dziewczynka spadła z wyciągu