Po ogromnej erupcji wulkanu narastają obawy przed możliwym kryzysem humanitarnym na archipelagu wysp Tonga. We wtorek minister spraw zagranicznych Nowej Zelandii Nanaia Mahuta przekazała, że samolot C-130 Hercules jest w gotowości do lotu do Tonga, aby dostarczyć pomoc humanitarną, w tym składane pojemniki na wodę, generatory i zestawy higieniczne.
Zdjęcia pokazują opady popiołu na pasie startowym lotniska Nuku'alofa, które muszą zostać oczyszczone, zanim samolot będzie mógł wylądować – wyjaśniła, cytowana przez BBC.
Tonga wciąż czeka na pomoc
Mahuta dodała, że do Tonga zostaną wysłane także dwa statki marynarki wojennej przewożące m.in. zapasy wody i helikopter ratunkowy. Oczekuje się jednak, że statki dotrą dopiero w ciągu trzech dni. Erupcja wywołała bowiem tsunami i odcięła podmorski kabel, izolując kraj od świata zewnętrznego.
Regionalny dyrektor Czerwonego Krzyża Alexander Matheou powiedział, że prawdopodobnie pył wulkaniczny i tsunami skaziły zasoby wodne Tonga. - Jedną z największych potrzeb jest zapewnienie oczyszczania wody i czystej wody pitnej - stwierdził Matheou.
Problemy z komunikacją
Komunikacja z archipelagiem wysp pozostaje niezwykle ograniczona, co utrudnia ustalenie skali zniszczeń po olbrzymiej erupcji. Według medialnych doniesień przywrócenie funkcjonowania linii telefonicznych i internetowych może potrwać do dwóch tygodni.
Nawet telefony satelitarne, z których korzysta wiele agencji pomocowych, miały słaby zasięg ze względu rozprzestrzeniające się chmury pyłu - podał Czerwony Krzyż. Organizacja szacuje, że nawet 80 000 osób mogło zostać dotkniętych skutkami kataklizmu.
Podwodny wulkan wybuchł w sobotę, około 65 km na północ od stolicy Nuku'alofa. Według ekspertów była to jedna z największych erupcji na świecie w ciągu ostatnich 30 lat. Spowodowała tsunami, które dotarło m.in. do Japonii czy Peru. Fala uderzeniowa po wybuchu dotarła aż na Kasprowy Wierch.