Raport dotyczący ilości zmarłych osób i zajętych łóżek na oddziałach covidowych wciąż mrozi krew w żyłach. Brakuje też rąk do pracy. W jednym z takich szpitali pracuje 23-letni Oskar Sosna, misjonarz Oblat Maryi Niepokalanej, obecnie na stażu pastoralnym we wspólnocie zakonnej w Gorzowie Wielkopolskim.
Mężczyzna pochodzi z Bierunia Starego. Na pracę w szpitalu covidowym (wcześniej Szpitalu Kardiologiczno-Pulmonologicznego w Torzymiu w województwie lubuskim) zdecydował się w ubiegłym roku. Oprócz tego, że pomaga, to również tam mieszka.
Chorzy, choć zostali zostawieni bez sakramentów, mają poczucie, że blisko nich jest zakonnik, który się nimi opiekuje i się za nich modli - mówi kleryk.
Oblat twierdzi, że pracownicy są w szpitalu różni. Jedni są bardzo pobożni, innych obecność duchownego na oddziale dziwi.
Są pracownicy bardzo pobożni, którzy wspólnie modlą się przed dyżurem, posługują z natchnienia Ducha Świętego i proszą mnie o modlitwę, kiedy idę na Eucharystię. Są też i tacy, którzy okazują wielkie zdziwienie, kiedy słyszą, kim jestem i że zarobki nie są dla mnie istotne - twierdzi.
Codzienne obowiązki
Kleryk nie zajmuje się tylko życiem duchowym w szpitalu. Lista jego obowiązków jest znacznie dłuższa.
Niektórym zmieniamy pampersy, myjemy, zmieniamy posłania łóżek, ustawiamy do jedzenia, układamy do snu, karmimy, podajemy leki, wymieniamy butle z tlenem, prowadzimy na wózku do toalety i rozmawiamy - wylicza.
Należy zaznaczyć, że pomaga również pielęgniarkom w wykonywaniu badań. Przyznaje, że bywa też wzywany do wynoszenia ciał zmarłych, co jest najgorsze.
W pracy habitu jednak nie nosi. Naturalnym strojem jest jednak kombinezon ochronny, taki jakie mają lekarze i pielęgniarki. Posługę na oddziale COVID-owym podjął świadomie i dobrowolnie.