Sprawa wyszła na jaw w kwietniu tego roku. Wtedy jednak policja nie zdradziła zbyt wielu szczegółów na temat śledztwa. Wiadomo było jedynie, że w Poznaniu zatrzymano 52-letnią Ukrainkę, która miała psychicznie i fizycznie znęcać się nad dziećmi będącymi pod jej opieką. Kobieta usłyszała wówczas także zarzut narażenia na niebezpieczeństwo utraty życia lub zdrowia jednego z nich.
Teraz poznańskie wydanie "Gazety Wyborczej" opisało dotychczasowe ustalenia służb, powołując się na informatorów i akta prokuratorskie, które udostępniono dziennikarzom. Są one tak drastyczne, że wprost trudno uwierzyć, iż ta historia wydarzyła się naprawdę.
Miała dać dzieciom bezpieczny dom
52-letnia Switłana P. jeszcze mieszkając w Ukrainie, opiekowała się sierotami i dziećmi pochodzącymi z patologicznych rodzin. Zajmowała się przez 20 lat. W jej domu azylu szukały maluchy, których rodzice byli nałogowcami, niektóre z nich zmuszano do prostytucji.
Kilka tygodni po wybuchu wojny w jej ojczyźnie kobieta wraz z dziesięciorgiem podopiecznych w wieku od 4 do 16 lat wyjechała do Polski. Udało jej się skontaktować z rodziną z Wielkopolski, która zorganizowali wsparcie - mieszkanie, zabawki, jedzenie, pomoc w sprawach urzędowych.
Z początku zachowanie Ukrainki nie wzbudzało niczyich podejrzeń. Dopiero z czasem kobieta angażująca się w pomoc uchodźcom zauważyła, że coś jest nie tak. Dzieci były wystraszone, bały się o swoje bezpieczeństwo. W końcu o sprawie powiadomiono policję.
Dzieci były brutalnie bite i głodzone
Wtedy dopiero na jaw wyszło, jaki koszmar przeżywały maluchy. Śledczy ustalili, że Switłana zastraszała i poniżała swoich podopiecznych, biła je po całym ciele, głodziła, ograniczała dostęp do toalety.
Sześciolatce, która zamieszkała u niej tuż przed wojną, wyrywała włosy, a do ust wpychała pieluchę zabrudzoną moczem i kałem. (...) 13-letniego dziś chłopca powiesiła za nogę do metalowego drążka drabiny oraz szarpała za penisa, powodując ból. 14-latka biła po penisie - pisze "Gazeta Wyborcza".
"Zmuszała do jedzenia zwierzęcych odchodów"
Fantazja Ukrainki w kwestii tortur była nieograniczona. Z akt prokuratorskich wynika, że 52-latka zrzucała dzieci z piętrowego łóżka, przywiązywała smyczą do pianina i zmuszała do jedzenia zwierzęcych odchodów.
W Ukrainie mieli dużego psa. Jego odchody podawała na talerzu i kazała jeść. Gdy chłopiec się sprzeciwiał, wciskała jego głowę do talerza. Uciekał do stodoły, spał ze zwierzętami – powiedział jeden z informatorów "GW".
Medycy sądowi badający dzieci byli w szoku. Maluchy miały wybroczyny, sińce, stare blizny na całym ciele. Były skrajnie niedożywione, miały zepsute zęby. Nigdy wcześniej nie były u lekarza.
Udostępniała dzieci pedofilom
To jednak nie wszystko. Śledczy ustalili, że kobieta oddawała dzieci mężczyznom, którzy wykorzystywali je seksualnie. Prokuratura wspomina o stosunkach oralnych i dopochwowych, czy zmuszaniu do "lizania pośladków mężczyzn po skorzystaniu przez nich z toalety". Switłana P. miała na to wszystko patrzeć i odmierzać czas. Sama również miała wykorzystywać dzieci.
Choć biegli stwierdzili, że dzieci mówią prawdę, Ukrainka do niczego się nie przyznaje. Oprócz sporadycznego bicia, "bo była zestresowana". Śledczy jednak dysponują mocnymi dowodami. Ofiarami kobiety miało być w sumie ośmioro nieletnich. Obecnie trwa ustalanie tożsamości mężczyzn, którzy mieli dopuszczać się molestowania.
Switłana P. do końca roku pozostanie w areszcie. Prokuratorzy poszerzyli postawione jej zarzuty o pedofilię. Według biegłych kobieta jest poczytana i może stanąć przed sądem. Dzieci trafiły do polskiej rodziny, gdzie mają odpowiednią opiekę. Nadal jednak mierzą się z niewyobrażalną traumą.