Do tragicznego wypadku doszło 22 października na drodze wojewódzkiej 946 w Gilowicach (woj. śląskie). 68-letni lekarz jechał do pracy w Suchej Beskidzkiej.
W pewnym momencie mężczyzna stracił panowanie nad hyundaiem tucsonem. Samochód zjechał do przydrożnego rowu, otarł się o drzewo, po czym potrącił stojące przy drodze 36-letnią kobietę w ciąży i jej 3-letnią córeczkę.
Pomimo reanimacji i wysiłków ratowników medycznych kobiety nie udało się uratować. Dziewczynka po wypadku została przetransportowana śmigłowcem lotniczego pogotowia ratunkowego do szpitala w Krakowie. Była w krytycznym stanie. Po kilku dniach zmarła.
68-letni kierowca był trzeźwy i posiadał uprawnienia do prowadzenia pojazdu. Podczas przesłuchania tłumaczył, że na drogę wybiegł mu pies. Nie chciał go potrącić, dlatego gwałtownie skręcił i stracił panowanie nad autem.
Gilowice. Przyczyny tragedii wciąż nie są znane
Jak podaje "Dziennik Zachodni", do tej pory nie udało się ustalić przyczyn wypadku. Konieczna będzie opinia biegłych. Śledczy przeglądają nagrania z monitoringu, by ocenić, z jaką prędkością poruszał się hyundai. Prokurator Agnieszka Michulec zwróciła uwagę, że na drodze nie było żadnych śladów hamowania.
Prokuratura wnioskowała o tymczasowy areszt wobec kierowcy, jednak sąd się do tego nie przychylił. 68-latek wpłacił poręczenie majątkowe i został objęty dozorem policyjnym.
Zobacz także: Pod prąd na S7. Instruktor zapobiegł tragedii