Do wypadku doszło 3 lipca ok. godz. 15 na drodze wojewódzkiej nr 871 w okolicach Stalowej Woli w woj. podkarpackim. Małżeństwo podróżowało tam samochodem wraz ze swoim 2,5-letnim synem. Nagle z naprzeciwka wjechał w nich pijany 37-latek. 37-letnia Marzena i 39-letni Mariusz zginęli na miejscu. Chłopczyk trafił do szpitala ze złamaną nogą. Para osierociła w sumie trzech synów.
Sprawca wypadku pędził 120 km/h luksusowym audi S7. Badanie wykazało, że miał w organizmie 2,89 promila alkoholu. Grzegorz G. usłyszał zarzuty i przebywa obecnie w areszcie. Mężczyzna nie przyznał się do winy. Za spowodowania wypadku drogowego ze skutkiem śmiertelnym w stanie nietrzeźwości grozi mu nawet 12 lat więzienia.
Miesiąc po zdarzeniu sprawie przyjrzeli się reporterzy "Uwagi TVN". Udało im się dotrzeć m.in. do matki sprawcy wypadku. Ta również uważa, że jej syn jest niewinny. Ponadto zaznacza, że cała sytuacja jest również bardzo trudna dla jej syna, który trafi zapewne na wiele lat do więzienia. Kobieta zapowiedziała, że będzie dochodzić prawdy, aby udowodnić niewinność Grzegorza.
Nie wierzę w to, że był pijany. Dla tamtej rodziny jest to ogromna tragedia, ale tu też jest zmarnowane życie. To coś strasznego, nie do wyobrażenia - powiedziała reporterom "Uwagi TVN" matka Grzegorza G.
Moment wypadku wspomina również strażak, który po wypadku wyciągnął z auta małego Sebastianka. Zdjęcie strażaka niosącego dziecko, które właśnie straciło rodziców, obiegło całą Polskę. W rozmowie z reporterem "Uwagi TVN" przyznał, że było to dla niego wstrząsające przeżycie.
Takie wypadki pamięta się do końca życia - wyznał strażak.
Chwyciłem go za rękę. Nie chciał puścić. Miałem wrażenie, że to ja zabrałem mu mamę - dodał z kolei ratownik medyczny.
Czytaj także: Koszmarna tragedia w Jamnicy. Premier zareagował. Zrobił to dla osieroconych dzieci