Do samobójczego zamachu doszło 22 maja 2017 roku na terenie Manchester Arena w Manchesterze w Wielkiej Brytanii. Tragicznego dnia odbywał się tam koncert Ariany Grande, w którym wzięły udział Patrycja i Aleksandra Klis.
Przeczytaj także: Brutalny atak we Francji. Policjantka zadźgana przez nożownika
Wybuch bomby nastąpił, kiedy Marcin i Angelika Klis czekali na córki, aby po koncercie zawieźć je do domu. Jak podaje Daily Mail, znajdowali się w odległości około pięciu metrów od bomby. Patrycja i Aleksandra zeznały, że w chwili śmierci rodzice się obejmowali i czekali, aż córki wyjdą z hali. W chwili tragedii Patrycja miała 14 lat, a Aleksandra – 20.
Przeczytaj także: Polska na celowniku Al-Kaidy. Terroryści wzywają do zamachów
Aleksandra i Patrycja podkreśliły, że rodzice byli bardzo troskliwymi ludźmi. Mimo upływu lat pozostawali głęboko w sobie zakochani, a na pierwszym miejscu zawsze stawiali córki.
Nie potrafili żyć bez siebie. Robili wszystko, aby córki były zawsze na pierwszym miejscu. Byli wspaniałymi rodzicami, dobrymi przyjaciółmi i życzliwymi ludźmi – oświadczyły Aleksandra i Patrycja.
Przeczytaj także: Masakra w Afryce. Dżihadyści urządzili krwawą rzeź w dwóch wioskach
Angelika Klis pracowała jako pani sprzątająca, a jej mąż był zatrudniony w Tesco. Para poznała się i pobrała na początku lat 90. Na temat tragedii wcześniej wypowiadał się sir John Saunders, który stoi na czele grupy dochodzeniowej. Saunders również podkreślał, że małżeństwo było bardzo zgodne oraz kochające, a ich śmierć stała się dla córek tragedią.
Noc 22 maja miała być szczególnie radosnym wydarzeniem. Zamiast tego rozegrała się tragedia, której ich córki nigdy, przenigdy nie zapomną. Miłość ich rodziców do siebie była tak silna, jak samotność ich córek, gdy zostały same na świecie. Byli bratnimi duszami i nie potrafili bez siebie żyć – cytuje Saundersa Daily Mail.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.