W środę, po czterech miesiącach walki o życie, zmarł 40-letni Kamil, uczestnik tragicznego karambolu na trasie S7 niedaleko Gdańska. W październiku 2024 r. w wypadku zginęło czworo dzieci, w tym dwoje jego własnych.
Do karambolu doszło 18 października 2024 r. na remontowanym odcinku trasy S7 w Borkowie koło Gdańska. W zdarzeniu uczestniczyło 21 pojazdów, w tym 18 samochodów osobowych i 3 ciężarówki. Łącznie podróżowało nimi 56 osób. Na miejscu zginęły cztery osoby: 7-letni Nikodem, 10-letni Mikołaj oraz rodzeństwo 9-letnia Eliza i 12-letni Tomek.
Kamil, ojciec Elizy i Tomka, został ciężko ranny i przetransportowany do szpitala. Miał m.in. oparzenia II i III stopnia oraz liczne złamania. Po wypadku zorganizowano zbiórkę na jego leczenie i rehabilitację.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragiczny karambol na S7
Prokuratura postawiła zarzut spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym 37-letniemu Mateuszowi M., kierowcy tira, który wjechał w stojące w korku samochody. Grozi mu do 15 lat więzienia. Śledczy ustalili, że w miejscu wypadku obowiązywało ograniczenie prędkości do 50 km/h, a kierowca przekroczył ją o 39 km/h.
Mateusz M. był trzeźwy i nie znajdował się pod wpływem środków psychoaktywnych. Badania wykazały, że nie używał telefonu w trakcie wypadku. Prokuratura wnioskowała o jego tymczasowe aresztowanie, ale sąd zdecydował o dozorze policyjnym i poręczeniu majątkowym w wysokości 100 tys. złotych.
O śmierci Kamila poinformowano na portalu, gdzie trwała zbiórka na jego leczenie. "Takie informacje łamią serce na miliony kawałków. Niestety, dziś z głębokim żalem przyjęliśmy wiadomość o odejściu Kamila - ukochanego brata, syna, taty, przyjaciela. Wierzymy, że jest już w świecie, w którym nie ma bólu i cierpienia" - napisano.
Śmierć Kamila potwierdził rzecznik Prokuratury Okręgowej w Gdańsku, prok. Mariusz Duszyński. Śledztwo w sprawie karambolu zostało przedłużone do kwietnia 2025 r.