3 maja 40-letni Jaime Carsi i 39-letnia Mary Somerville przylecieli z Wielkiej Brytanii na Majorkę. To miała być ich podróż poślubna. Sakramentalne "tak" powiedzieli sobie zaledwie dwa tygodnie wcześniej.
Tragedia podczas miesiąca miodowego
Nowożeńcy zatrzymali się w wiejskiej posiadłości w Cala Mesquida na północnym wschodzie. W tym samym miejscu przebywali także przyjaciele pary, z którymi spędzali czas.
Na sobotę 6 maja para umówiła się z przyjaciółmi na wspólny rejs łodzią. Nie pojawili się jednak w umówionym miejscu co mocno zaniepokoiło znajomych. Jak przekazuje gazeta Ultima Hora, na miejsce wezwano lokalną policję.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Gdy funkcjonariusze weszli do wynajmowanego przez Carsiego i Somerville apartamentu zobaczyli parę wciąż leżącą w łóżku. Przytulali się i w pierwszej chwili wyglądali jakby spali. Szybko okazało się, że 40-latek jest martwy, a jego żona nieprzytomna.
Mary Somerville została przetransportowana do oddalonego o ponad 30 kilometrów szpitala. 39-latka wciąż jest pod opieką lekarzy. Jej obecny stan zdrowia nie jest znany.
8 maja przeprowadzono sekcję zwłok Carsiego. Okazało się, że przyczyną jego śmierci było zatrucie tlenkiem węgla. Rodzina i przyjaciele Jaimego pożegnali go w mediach społecznościowych.
Jaime Carsi pojawił się w moim życiu i zajął miejsce w moim sercu wiele lat temu. Gdy ożenił się z naszą słodką Mary z Edynburga, wydawało się, że są parą idealną. Opuściłeś nas zdecydowanie zbyt wcześnie - napisała na Facebooku Patti Montella, przyjaciółka zmarłego.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.