Do tragicznego zdarzenia doszło 3 maja na ul. Vogla na warszawskim Wilanowie. Kierowca rozpędzonego bmw uderzył w drzewo i ogrodzenie przy jednej z posesji. W aucie wybuchł pożar, który w pierwszej chwili próbowali gasić świadkowie.
W krótkim czasie na miejscu pojawiła się straż pożarna. Zginęło trzech mężczyzn, którzy jechali autem. Śledczy informowali wówczas, że to dwóch obywateli Ukrainy oraz Białorusin.
On wyleciał, nie wyjechał, a wyleciał z łuku, zza mostku, w stronę ulicy Ruczaj. To były dwa suche uderzenia. Pierwsze o separator, drugie o krawężnik. Stracił przyczepność i uderzył w drzewo – mówił w rozmowie z "Faktem" świadek wypadku.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Tragiczny wypadek na ul. Vogla w Warszawie. Biegli wyliczyli prędkość, z jaką poruszał się kierowca bmw
Ponadto "Fakt" informował również, że kierowca samochodu miał wcześniej jeździć po okolicy "z dużą prędkością i driftować przed tamtejszymi sklepami".
Postępowanie prokuratury jest już na końcowym etapie. Jak podaje TVN24, śledczy czekają jeszcze na opinię toksykologiczną. Chcą ustalić, czy kierowca był pod wpływem niedozwolonych substancji.
W czwartek wpłynęła opinia z zakresu rekonstrukcji wypadków, z której wynika, że pojazd poruszał się z prędkością około 160-170 km/h - przekazał TVN24 prok. Piotr Skiba, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Przypomnijmy, że ul. Vogla na tym odcinku jest terenem zabudowanym, na którym limit prędkości wynosi 50 km/h.
- Jest przy niej ograniczenie prędkości: na jednym odcinku do 50 km/h, a na drugim do 40. Jeżdżą tam nie tylko osobówki czy autobusy, ale też samochody ciężarowe, które również nie zwalniają - powiedziała w rozmowie z portalem tvnwarszawa.pl radna dzielnicy Wilanów Urszula Włodarska-Sęk z KO.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.