Donald Trump podpisał dekret wykorzystujący ustawę Alien Enemies Act z 1798 r., by przyspieszyć deportacje gangu Wenezuelczyków Tren de Aragua i 250 obywateli Salwadoru. Trump twierdzi, że stanowią oni zagrożenie dla bezpieczeństwa USA. Czy użycie przepisu, który dotychczas Amerykanie uruchamiali trzy razy (wyłącznie w czasie wojen) ma uzasadnienie? Spytaliśmy o to amerykanistę Andrzeja Kohuta, eksperta z Ośrodka Studiów Wschodnich.
Marcin Lewicki: Jak postrzega Pan użycie ustawy o wrogach z 1798 roku przez Donalda Trumpa? To zagrywka wewnętrzna czy doraźny sposób na pozbycie się migrantów związanych ze światkiem przestępczym?
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Andrzej Kohut: Można powiedzieć na pewno, że jedną z kluczowych obietnic Donalda Trumpa było przeprowadzenie masowych deportacji i uszczelnienie amerykańskiej granicy, zwłaszcza od południowej strony. Aktualnie deportacje nie są realizowane na skalę, o której Trump mówił w czasie kampanii wyborczej. Nie wiadomo, czy w ogóle Stany Zjednoczone będą gotowe na poniesienie kosztów, z którymi wiąże się taka operacja. Aktualne deportacje, w tym wykorzystanie tej ustawy mają inny cel. One nie są liczbowo imponujące, ale mają przynieść efekt w postaci odstraszania osób, które chcą przekroczyć granicę amerykańską.
Taka forma odstraszania to nowość w amerykańskiej polityce?
Za czasów administracji prezydenta Joe Bidena obserwowaliśmy efekt w drugą stronę. Prezydenta postrzegano jako osobę, która jest łagodniejsza wobec nielegalnej emigracji. W związku z tym istniało poczucie, że do USA łatwiej jest się przedostać i tam pozostać. Emigracja zaczęła rosnąć oczywiście z różnych innych powodów, ale także z powodu łagodności administracji prezydenta. Trump chce odwrócić ten efekt, wysyłając sygnał, że teraz postawa amerykańskiego rządu będzie bardzo twarda, bardzo zdecydowana i żadne środki, które prowadzą do tego celu, nie będą wykluczone.
Jakie mogą być przykłady takich działań, poza wspomnianą ustawą?
To np. takie ruchy jak pokazowe zatrzymywanie imigrantów na ulicach amerykańskich miast z asystą ciężko uzbrojonych sił policyjnych. To stąd biorą się takie pomysły, jak np. zapowiedź wysyłania migrantów do Guantanamo. To oczywiście niewykonalne. Nie ma możliwości wysłania tam 30 tys. osób, tak jak zapowiada Trump. Nie ma to żadnego sensu. Natomiast może to przynieść efekt w postaci odstraszania potencjalnych migrantów. Jeżeli mówi się ludziom, że za nielegalne przekroczenie amerykańskiej granicy może grozić więzienie Guantanamo, to budzi to zgrozę. Taki jest tego cel.
Trump często mówi do swoich wyborców, wspominając o rozwiązaniu kwestii nielegalnych migrantów.
To jest oczywisty sygnał do wyborców Donalda Trumpa. Pokazuje on, że w przeciwieństwie do poprzedniego amerykańskiego rządu, tym razem rządzi administracja, która nie waha się sięgnąć po wszystkie metody w celu rozwiązania sprawy. W poprzedniej kadencji Donald Trump również miał dosyć podobne zamierzenia, natomiast one nie zdały egzaminu. Przez kolejne lata przygotowywano plan, który miał na celu zahamowanie nielegalnej migracji. Teraz widzimy tego efekt.
Czyli wykorzystanie takich archaicznych dokumentów pełni rolę "straszaka"? Zobaczcie, wyrzucamy was, bo jesteście wrogami Stanów Zjednoczonych? Nie wracajcie tu, nie chcemy was?
Z jednej strony to forma "straszaka", z drugiej - testowania granic, rozszerzania uprawnień administracji. Takie rozwiązania mogą pomóc przyszłym procesom, na o wiele większą skalę. Aktualnie toczy się np. sprawa przeciwko człowiekowi, który przewodził protestami studenckimi przeciwko działaniom Izraela w Palestynie. Jest w USA legalnie, ma zieloną kartę, miał wizę studencką. Administracja twierdzi, że takie osoby mogą być deportowane na podstawie jednostronnej decyzji sekretarza stanu, który określi, że poważnie szkodzą interesowi i bezpieczeństwu USA. Jeżeli taka interpretacja przejdzie, to automatycznie rozszerzy to uprawnienia administracji.
Czy w takim razie ustawa może być np. wykorzystywana do deportacji wrogów politycznych?
Wszystko zależy od tego, co rozumie pan poprzez pojęcie wroga politycznego. Chodzi wyłącznie o imigrantów, którzy dostali się do USA różnymi ścieżkami. Nie kwestie polityczne są tu kluczowe, chociaż rzeczywiście protest przeciwko działaniom Izraela ma pod tym względem znaczenie. Znacznie większym problemem jest natomiast uznaniowość narzędzi, które są wprowadzane przez administrację. Pomija się klasyczne procedury i weryfikację, możliwość odwołania itd. To występowałoby w czasie normalnej ścieżki postępowania deportacyjnego. Tu tego brakuje.
No właśnie, amerykańskie sądy mają wątpliwości co do zastosowania tej ustawy. Trump zacznie ignorować władzę sądowniczą w USA?
Ja nie jestem pewien czy amerykańska administracja w tej chwili już postawiła na ignorowanie sądów. Oczywiście, mamy przykład niezawróconych samolotów, które sąd w USA kazał zawrócić, a administracja tego polecenia nie wykonała. Natomiast w tej sprawie istnieje spór interpretacyjny dotyczący tego, w jaki sposób sędzia powinien wystosować to polecenie, jaka była tak naprawdę sekwencja czasowa zdarzeń. Administracja Trumpa stoi tutaj na stanowisku, że nie tyle zignorowała zalecenie sądu, ile postępowała zgodnie z nim. Po prostu harmonogram tych lotów i samej decyzji spowodował, że te samoloty dotarły na miejsce. Rozgrywka toczy się o coś innego. Administracja doskonale zdaje sobie sprawę, że część jej działań stanie się przedmiotem spraw sądowych.
Na co liczy Donald Trump?
Ma nadzieję na rozszerzenie swoich własnych uprawnień właśnie poprzez ścieżkę sądową. Liczy, że część tych spraw trafi przed oblicze Sądu Najwyższego i to zdominowany przez konserwatystów sąd (nie zawsze jednak przychylny samemu Trumpowi) pozwoli na rozszerzenie uprawnień prezydenckich w sposób trwały. Bardzo możliwe, że przynajmniej część tych prób zostanie zaakceptowana przez amerykański Sąd Najwyższy.
Do Salwadoru deportowano 250 osób, zapowiadane są deportacje do Wenezueli. Jak Pana zdaniem mogą wyglądać relacje krajów, które będą objęte amerykańskimi działaniami deportacyjnymi? Czy np. mogą – podobnie jak Salwador – żądać pieniędzy za przyjęcie migrantów?
Przede wszystkim mówimy o państwach, które mają zupełnie różne relacje ze Stanami Zjednoczonymi. Salwador i jego prezydent starają się o jak najlepsze relacje z USA. Prezydent Salwadoru stara się występować jako przyjaciel Stanów Zjednoczonych i w ten sposób, w takich dosyć przyjacielskich relacjach uzyskać od Amerykanów więcej korzyści. Natomiast Wenezuela od dawna jest na celowniku Stanów Zjednoczonych i tutaj raczej możemy się spodziewać po administracji prezydenta próby wymuszenia ustępstw ze strony Wenezueli. To wszystko wpisuje się w szerszy obrazek większego zaangażowania Amerykanów w relacje z Ameryką Łacińską. Będziemy obserwować to pewnie w dwojakim wydaniu. Czasami stosowane będą to rozwiązania "siłowe", wymuszanie pewnych ustępstw, a czasami to będą deale, które również tym krajom będą oferowały pewne korzyści.
Rozmawiał Marcin Lewicki, dziennikarz o2.pl
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.