Pogrzeb bliskiej osoby to zawsze traumatyczne przeżycie, po którym ciężko się pozbierać. Rodzina Kosków z Lubniewic oprócz osobistego dramatu musiała się zmierzyć z jeszcze jedną, okropną sytuacją, która nie miała prawa się wydarzyć.
Kuriozalna pomyłka na cmentarzu
Pogrzeb pana Jana Koska odbył się 1 lipca na cmentarzu w Lubniewicach. Mężczyzna został skremowany i pochowany. Następnego wieczoru bliscy zmarłego wybrali się na grób. Tam dokonali wstrząsającego odkrycia. Urna z prochami mężczyzny stała na sąsiednim pomniku.
To był dla mnie po prostu szok! Już jakoś zdążyłam oswoić się z myślą o śmierci męża, a tu coś takiego! - powiedziała "Gazecie Lubuskiej" żona zmarłego, pani Adrianna.
Bliscy nieboszczka powiadomili o sprawie zakład pogrzebowy oraz policję. Trudno sobie wyobrazić, co czuli, gdy 3 lipca musieli po raz drugi pochować mężczyznę. Tym razem pogrzeb przebiegł bez zakłóceń.
Służby podjęły czynności sprawdzające w kierunku znieważenia prochów zmarłego. W sprawie przesłuchano już członków rodziny pana Koska i przedstawicieli zakładu pogrzebowego.
Jak na razie nie wiadomo, co dokładnie wydarzyło się na lubniewickim cmentarzu. Rodzina podejrzewa, że pracownicy mogli zapomnieć, by schować urnę do windy, którą miała zjechać do grobu. Właściciel firmy pogrzebowej Adrian Hewusz z kolei zapewnia, że wszystko odbyło się "zgodnie z planem".
Rodzina Kosków liczy, że osoby odpowiedzialne za kuriozalną pomyłkę poniosą konsekwencje. Siostra małżonki zmarłego ma nadzieję na zadośćuczynienie dla kobiety, która po tej sytuacji nie może się pozbierać.
Czytaj także: Tragedia w przydomowym basenie. Nie żyje 71-latka
Ada jest na środkach uspokajających, nie może sobie z tym poradzić, my zresztą też, ale ona w zupełności. Pogrzeb pogrzebem, śmierć śmiercią, ale taka tragedia? - mówi "Gazecie Lubuskiej" siostra żony nieboszczka, Monika Janiczek.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.