W czwartek (17 sierpnia) rano funkcjonariusze australijskiej służby granicznej (ABF) oraz przedstawiciele specjalistycznego oddziału straży pożarnej i ratowniczej HazMat rozpoczęli operację w budynku mieszkalnym na przedmieściach Sydney.
W przeszukiwanych pomieszczeniach służby natknęły się na "izotopy o niskim poziomie radioaktywności". Materiały znajdowały się w specjalnym pojemniku zapobiegającym promieniowaniu - przekazało Fire and Rescue New South Wales w oświadczeniu cytowanym przez BBC.
Według ustaleń reporterów lokalnej stacji Channel 10 chodzi o rtęć i izotopu uranu. Służby jednak jak na razie nie potwierdziły tej informacji.
Dalsza część artykułu pod materiałem wideo
Australijska Organizacja Nauki i Technologii Jądrowej (ANSTO) wysłała na miejsce swoich specjalistów. Wokół posiadłości utworzono 10-metrową strefę zamkniętą. Testy radiacyjne wykazały regularne odczyty.
Trzy osoby mieszkające pod adresem, na który dokonano nalotu, zostały zabrane do szpitala na obserwację. 23-letni pracownik lotniska w Sydney, w którego mieszkaniu znaleziono niebezpieczne materiały, ma wkrótce zostać przesłuchany przez policję.
Mieszkańców pobliskich budynków ewakuowano w ramach podjętych środków ostrożności. Wszyscy wrócili już do swoich mieszkań.
Czytaj także: Biała kobieta wygrała ze Starbucksem rozprawę o zwolnienie na tle rasistowskim. Potentat kawowy protestuje
To przerażające znaleźć uran w domu sąsiada. To nie jest coś, co zwykle dzieje się w Arncliffe - powiedział w rozmowie z agencją AFP 19-letni Sam Abraham, mieszkający w okolicy.
Twoja opinia pozwala nam tworzyć lepsze treści.